
Spokojna przemoc
Sprzeciwem wobec apartheidu były jego zdjęcia, o których wiedział, że niosą ze sobą ogromne ryzyko. „Byłem świadomy, że po tym nie będę mógł już mieszkać w RPA, ale mnie to nie obchodziło”.
Sprzeciwem wobec apartheidu były jego zdjęcia, o których wiedział, że niosą ze sobą ogromne ryzyko. „Byłem świadomy, że po tym nie będę mógł już mieszkać w RPA, ale mnie to nie obchodziło”.
Od pierwszych kadrów tego dokumentu widzisz, że tak obłędnych, wręcz sielankowych obrazów z Afryki dawno nie było w kinie dokumentalnym. Ale: zaraz, zaraz: co to dokładnie za ujęcia? Stereotypowe akacje, stereotypowy zachód słońca, odwieczny obraz samotnego wojownika spoglądającego w dal, a chłopcy zamiast piłek mają do zabawy stare opony. Really? Ile razy to już było?
Szalonemu tempu polityki lat 60 ub. wieku, kiedy w jednym roku 17 państw afrykańskich ogłosiło niepodległość, dotrzymuje kroku autor dokumentu o tym, jak Belgowie nie chcieli porzucać bogactw naturalnych swej dawnej kolonii. Oraz o tym, jak Louis Armstrong przygrywał do organizowanego przez swój kraj zamachu stanu.
Barbara ma blisko trzydziestki i mieszka w stolicy Ghany. Po długich latach wraca do domu rodzinnego, by porozmawiać z rodzicami, którzy sprzedali ją do pracy jako ośmioletnią dziewczynkę. Lata rozłąki byle na tyle długie, że Barbara dopiero teraz poznaje swoich najmłodszych braci, którzy są już nastolatkami.
80 proc. ludzkich uchodźczych dramatów (przesiedleń, rozłączonych rodzin, braku domu, życia w obozach) dzieje się w samej Afryce, poza ekranami naszych komórek.
Koczownik i naukowiec przeczesują pustynię, szukając meteorytów, a znajdują odpowiedź na odwieczne pytania o miejsce człowieka w kosmosie.
Dla senegalskiego przedstawienia “Święta wiosny” scenografią jest pusta plaża. Nie ma nic poza piaskiem i ciałami tancerzy. Z plaży kamera przeskakuje nagle do Niemiec, wpada do ciasnych wnętrz, do przestrzeni wypełnionej przedmiotami i dźwiękami cywilizacji. Czuć wtedy, ile tracimy, zyskując to, co mamy.
Córka Desmonda Tutu mówi o swoim ojcu i Dalaj Lamie: Nie chciałabym być ich nauczycielką w piątej klasie. Mają energię ośmiolatków! To psotne bratnie dusze. Celem ich spotkania było: nacieszyć się swoją przyjaźnią i porozmawiać o radości.
130 minut filmu dokumentalnego o wyborach w Zimbabwe brzmi jak lek na bezsenność. Tymczasem dostajemy brawurowo zmontowany, świetnie sfilmowany zapis politycznego starcia: butnego giganta z młodym idealistą.
Czy to możliwe, że – spanikowani nadchodzącym upadkiem apartheidu – członkowie tajemniczej paramilitarnej organizacji celowo zakażali wirusem HIV czarnoskórych Afrykanów?
Taki dokument zdarza się raz na sto filmów. Na filmie o nawet nie półmetrowej ośmiornicy, żyjącej w podwodnej dżungli wodorostów, płacze filmowiec i producent. Płacze i widz:)
No nie! To nie jest kobiecość, którą widzę. To nie jest kobiecość, którą znam z Afryki. Filmowy portret współczesnej kobiety zbliża się do bardzo anachronicznych stereotypów.
Sprzeciwem wobec apartheidu były jego zdjęcia, o których wiedział, że niosą ze sobą ogromne ryzyko. „Byłem świadomy, że po tym nie będę mógł już mieszkać w RPA, ale mnie to nie obchodziło”.
Od pierwszych kadrów tego dokumentu widzisz, że tak obłędnych, wręcz sielankowych obrazów z Afryki dawno nie było w kinie dokumentalnym. Ale: zaraz, zaraz: co to dokładnie za ujęcia? Stereotypowe akacje, stereotypowy zachód słońca, odwieczny obraz samotnego wojownika spoglądającego w dal, a chłopcy zamiast piłek mają do zabawy stare opony. Really? Ile razy to już było?
Szalonemu tempu polityki lat 60 ub. wieku, kiedy w jednym roku 17 państw afrykańskich ogłosiło niepodległość, dotrzymuje kroku autor dokumentu o tym, jak Belgowie nie chcieli porzucać bogactw naturalnych swej dawnej kolonii. Oraz o tym, jak Louis Armstrong przygrywał do organizowanego przez swój kraj zamachu stanu.
Barbara ma blisko trzydziestki i mieszka w stolicy Ghany. Po długich latach wraca do domu rodzinnego, by porozmawiać z rodzicami, którzy sprzedali ją do pracy jako ośmioletnią dziewczynkę. Lata rozłąki byle na tyle długie, że Barbara dopiero teraz poznaje swoich najmłodszych braci, którzy są już nastolatkami.
80 proc. ludzkich uchodźczych dramatów (przesiedleń, rozłączonych rodzin, braku domu, życia w obozach) dzieje się w samej Afryce, poza ekranami naszych komórek.
Koczownik i naukowiec przeczesują pustynię, szukając meteorytów, a znajdują odpowiedź na odwieczne pytania o miejsce człowieka w kosmosie.
Dla senegalskiego przedstawienia “Święta wiosny” scenografią jest pusta plaża. Nie ma nic poza piaskiem i ciałami tancerzy. Z plaży kamera przeskakuje nagle do Niemiec, wpada do ciasnych wnętrz, do przestrzeni wypełnionej przedmiotami i dźwiękami cywilizacji. Czuć wtedy, ile tracimy, zyskując to, co mamy.
Córka Desmonda Tutu mówi o swoim ojcu i Dalaj Lamie: Nie chciałabym być ich nauczycielką w piątej klasie. Mają energię ośmiolatków! To psotne bratnie dusze. Celem ich spotkania było: nacieszyć się swoją przyjaźnią i porozmawiać o radości.
130 minut filmu dokumentalnego o wyborach w Zimbabwe brzmi jak lek na bezsenność. Tymczasem dostajemy brawurowo zmontowany, świetnie sfilmowany zapis politycznego starcia: butnego giganta z młodym idealistą.
Czy to możliwe, że – spanikowani nadchodzącym upadkiem apartheidu – członkowie tajemniczej paramilitarnej organizacji celowo zakażali wirusem HIV czarnoskórych Afrykanów?
Taki dokument zdarza się raz na sto filmów. Na filmie o nawet nie półmetrowej ośmiornicy, żyjącej w podwodnej dżungli wodorostów, płacze filmowiec i producent. Płacze i widz:)
No nie! To nie jest kobiecość, którą widzę. To nie jest kobiecość, którą znam z Afryki. Filmowy portret współczesnej kobiety zbliża się do bardzo anachronicznych stereotypów.