„To historia sprzed ponad pół wieku. Zdarzyła się i było o niej głośno. Ludzie wciąż o niej mówią, ale wspominają tylko jednego zmarłego - widzisz, wstydu nie mają – a przecież zmarłych było dwóch. Tak, dwóch. Skąd to przemilczenie? Jeden umiał tak dobrze opowiadać, że w końcu zapomniano o jego zbrodni, a drugi był biednym analfabetą, Bóg stworzył go chyba tylko po to, żeby zginął od kuli i obrócił się w proch, nie zdążył nawet otrzymać imienia”.
Trzeba mieć w sobie trochę bezczelności, żeby pokusić się o napisanie kontynuacji arcydzieła. Nawet nie kontynuacji, a jego lustra. Albert Camus napisał „Obcego” z perspektywy zabójcy. Ofiara z imienia przywołana jest tylko jeden raz (choć słowo określające jej przynależność etniczną – „Arab” – 25 razy).
„Tym, którego zabito, był mój brat. Nic po nim nie zostało. Zostałem tylko ja, żeby mówić zamiast niego; siedzę w barze i czekam na kondolencje, których nikt mi nigdy nie złoży”. Daoud pisze historię z algierskiej plaży roku 1942 raz jeszcze – tym razem opowiada ją Harun, brat zabitego. „Dwaj nieznajomi i dwie historie na plaży bez końca. Która jest bardziej prawdziwa? Intymne pytanie. Ty zdecydujesz”.
Oprócz zuchwałości autor (algierski pisarz i dziennikarz, urodzony w Oranie) ma talent i… swoje racje, trudne do zlekceważenia.
Daoud kipi gniewem: „To historia zbrodni, ale Arab nie zostaje w niej nawet zabity, to znaczy jest ledwie co zabity, jakby muśnięty czubkami palców”. Opowieść kończy tak: „Chciałbym, żeby u mnie widzów było wielu i żeby ich nienawiść okazała się dzika”.
Kamel Daoud, Sprawa Meursaulta, wyd. Karakter, Kraków 2015
7/10