Londyńskie spotkanie 12 przeciwników niewolnictwa rozpoczęło ruch, który ogarnął miliony i zadecydował o wyzwoleniu kolejnych milionów. Dlaczego był to XVIII-wieczny Londyn, imperialna potęga, zbudowana m.in. handlu ludźmi?
Bo był to nowoczesny kraj, w którym list wysłany z Londynu do miasta na południu dochodził następnego dnia?
Bo było to nowoczesne miasto, w którym Beethoven akompaniował grającemu na skrzypcach George’owi Brigdetowerowi (mieszanego pochodzenia) i razem w ten sposób wykonali premierę Sonaty Kreutzerowskiej?
Bo w stolicy imperium działało ponad sto bibliotek? I ponad 30 klubów dyskusyjnych, dla których nie było tematów tabu i otwarcie rozmawiano o karze śmierci, poligamii oraz sensowności słowa „posłuszna” w przysiędze małżeńskiej? „Nieograniczone możliwości polemizowania w mowie i w piśmie sprawiły, że Anglicy zyskali opinię ludzi zuchwałych, będących dziwnie na bakier ze sztywnymi podziałami według zamożności i stanu. (…) To, co obcokrajowcy postrzegali jako bezczelność, dla Brytyjczyków było wolnością”.
Bo ponad połowa populacji była piśmienna? (Monteskiusz wspominał swoje zdziwienie, gdy angielskiemu dekarzowi dostarczono gazetę na dach domu, na którym pracował).
Bo brytyjscy niewolnicy nie pracowali na terenie Wielkiej Brytanii, służąc, piorąc i gotując dla swych właścicieli, więc zniesienie niewolnictwa nie zagrażało stylowi życia Brytyjczyków?
Historia ruchu abolicjonistycznego, z jego wzlotami i upadkami, na zasadzie dwa kroki do przodu i krok w tył. Determinacja jednostek i społeczeństw. Smród statków niewolniczych i perfumy dyplomatów na salonach.
Mrówcza praca historyka, połączona z pasją reporterską kolejny raz u Hochschilda daje 400-stronicową książkę, tak wartką i wypełnioną soczystymi ciekawostkami, że czyta się ją jak powieść.
A na koniec książki taka refleksja:
„Wyeliminowanie niewolnictwa ze świata, który uważał je za całkiem normalne, mogło wydawać się brytyjskim abolicjonistom równie nierealne, jak dziś nam pozbycie się problemów współczesnego świata: wojen, ogromnej przepaści między bogatymi i biednymi krajami, nieustannego rozprzestrzeniania się broni jądrowej, zanieczyszczania ziemi, powietrza i wody. Żadnego z tych problemów nie da się rozwiązać z dnia na dzień ani zapewne nawet w ciągu pięćdziesięciu lat, których potrzeba było do zakończenia niewolnictwa. Nie rozwiąże się ich jednak nigdy, jeśli ludzie nie zdadzą sobie sprawy, że są one nie tylko oburzające, ale też że da się je rozwiązać – tak jak dwunastu mężczyzn, którzy 22 maja 1787 roku zebrali się w drukarni Jamesa Phillipsa, podeszło do niewolnictwa”.
Adam Hochschild, Pogrzebać kajdany. Wizjonerzy i buntownicy w walce o zniesienie niewolnictwa, wyd. Czarne, Wołowiec 2016
9/10