Wiele zależy w naszym życiu od pogody – ale dlaczego od niej zależy także jakość dźwięku kory? O tym, jak powstaje ten instrument oraz o prastarej tradycji griotów rozmawiam z Madou Konte, gwiazdą tegorocznego African Beats Festival. Czytajcie i przybywajcie na to największe święto muzyki afrykańskiej!
– Mój ojciec nie tylko grał na korze, ale także potrafił wytwarzać te instrumenty – wspomina Madou Konte. – Kora tu rodzaj 21-strunowej harfy używanej w Afryce Zachodniej. Jest bardzo ściśle związana z historią mojego kraju, czyli Senegalu. Do jej powstania potrzeba kilku rzeczy: przede wszystkim kalebasy, inaczej tykwy. Zewnętrzna, zdrewniała część jej owoców jest używana do wytwarzania naczyń lub właśnie kory. Potrzebna będzie także skóra krowy lub gazeli, bo te rodzaje skóry są wyjątkowo mocne. Będzie też przydatny długi kawałek drewna i pinezki. Struny dawniej powstawały z krowiej skóry i osadzane były na gryfie za pomocą obręczy z tejże skóry, ale obecnie używa się żyłki rybackiej, którą mocuje się na gryfie, używając kluczy gitarowych. Do powstania kory trzeba około dwóch lub trzech tygodni. Wiele w tym procesie zależy od słońca. Bowiem na połówkę owocu tykwy nakłada się mokrą skórę i to od temperatury oraz ilości słońca zależy, jak szybko i jak dobrze skóra obkurczy się i wyschnie. To jeden z kluczowych etapów wytwarzania instrumentu, od którego zależy jakość dźwięku.
Byli nietykalni
– Urodziłem się w rodzinie griotów z długimi tradycjami. Tata był griotem i grał na korze, a mama, która też była griotką, pięknie śpiewała. Mój tata nauczał też gry na korze. Wiele dzieci z rodziny przychodziło, by uczył je grać, a potem także wytwarzać korę.
Griot to ktoś więcej niż tylko muzyk. To nosiciel tradycji. Funkcję tę dziedziczy się po przodkach. Dawniej grioci uczestniczyli we wszystkich ważnych ceremoniach. Na weselach i rozmaitych spotkaniach groci grali na korze, na djembe oraz na bolonie (to podobny do kory instrument, ale ma tylko trzy lub cztery struny). Dawniej tylko grioci mogli zajmować się muzyką. Współcześnie muzykiem może być każdy, niezależnie od rodziny pochodzenia, jednak muzyk, który nie pochodzi z rodziny griotów, nigdy nie będzie griotem. Z kolei grioci, poza uprawianiem tradycyjnej muzyki, coraz częściej sięgają po współczesne instrumenty – na przykład syntezatory czy gitary elektryczne.
Król griotów
Gdy imperium Mandinka się zjednoczyło i było u szczytu potęgi, postanowiono, że każda rodzina dostanie w społeczności swoją funkcję oraz związane z nią nazwisko. Stąd do dziś funkcjonują nazwiska: Kouyate (król griotów) czy Keita (król). Griot był wyjątkowo ważną postacią: gdy w rodzinie pojawiał się jakiś problem, wołano wówczas griota, żeby pogodził zwaśnionych czy rozwiązał spór lub problem.
W dawnych czasach griot nie musiał zarabiać, gdyż wdzięczni za pomoc ludzie utrzymywali go swymi darami. Jego obecność była przydatna, gdy trzeba było coś ogłosić czy przekazać informacje. Dlatego w czasie wojen grioci byli nietykalni – musieli przeżyć, by móc opowiedzieć historię. I tym właśnie grioci zajmują się do teraz: śpiewają opowieści z dawien dawna przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Historia o zwykłym kiju
– Moja rodzina ma niesamowicie długą historię, sięgającą królewskiego rodu i wiele opowieści do przekazania i zaśpiewania. Jedna z moich ulubionych dotyczy królewskiego syna. Król miał już żonę i potomka, ale spotkał marabuta, który przepowiedział mu, że znajdzie inną kobietę, a ich wspólne dziecko będzie sławne na cały świat. I faktycznie tak się stało. Król spotkał kobietę, która nosiła w sobie wiele tajemnic i zadziwiała mądrością. Gdy narodził się ich syn o imieniu Sundiata, wszystkich dotknęło przeczucie, że właśnie wydarzyło się coś ważnego. Niestety, przez wiele lat chłopiec poruszał się tylko na czworakach. Był przedmiotem drwin.
Pewnego razu jego matka poprosiła pierwszą żonę króla, by podzieliła się z nią jadalnymi liśćmi, które nazbierał jej syn. Pierwsza żona odmówiła i tylko wyśmiała matkę Sundiaty, że ma syna, który nawet nie potrafi jej nazbierać liści. To dla chorego chłopca było za dużo. Wezwał griota na naradę. Wysłali do kowala z prośbą, by stworzył solidny żelazny pręt, na którym chłopiec się wesprze. Dzisiaj wstanę z czworaków – obwieścił. Gdy żelazna laska była gotowa, chłopiec się na niej podparł całą swoją siłą i… złamał żelazo. Wtedy chwycił zwykłą, małą gałąź, podniósł się z jej pomocą i zaczął chodzić. Poszedł do lasu, skąd wyrwał drzewo z korzeniami, by je zasadzić matce przed domem i by nigdy już nie zabrakło jej liści. Ale to dopiero początek długiej historii o królu Sundiacie…
Nie próbuj przepłynąć oceanu pirogą
– Śpiewam historię o Sundiacie i inne tradycyjne pieśni, ale przede wszystkim tworzę też własną muzykę. Komponuję pieśni o współczesnych problemach, na przykład o niebezpieczeństwach powszechnej emigracji przez morze do Hiszpanii. „Podróżuj tam, gdzie chcesz, ale nigdy nie próbuj przepłynąć oceanu pirogą” – ostrzegam w piosence Touki („podróż” w języku wolof). „Jeżeli chcesz dostać się do Europy, zrób to legalnie, bo wtedy jesteś bezpieczny. Na morzu nie ma żadnej gałęzi, której można się chwycić”.
Z kolei utwór Dankenya („wiara” w języku mandinka) mówi o tym, że choć wszystkich nas stworzył jeden Bóg, to nie jesteśmy równi. Jedni są bogaci, inni biedni. Gdy jesteś bogaty, to skorzystaj ze swego majątku i pomóż innym, niezależnie od tego, kim są – tak samo jak Bóg obdarowuje nas niezależnie od tego, czy ktoś w niego wierzy czy nie.
Bardzo dziękuję Kasi Skalskiej za pomoc oraz tłumaczenie wywiadu 🥰
PS
Madou Konte wystąpi na African Beats Festival 9 sierpnia 2024. Będzie można usłyszeć jego kompozycje na korę z towarzyszeniem gitary basowej i sekcji rytmicznej. Zachęcam do udziału w tym letnim święcie muzyki afrykańskiej!