Zaczynamy trzynasty rok pracy fundacji. Czy będzie pechowy? Już teraz wiem, że na pewno nie. Ale żeby w tym przekonaniu Was i siebie utwierdzić, chcę dziś pokazać trzynaście twarzy i minihistorii sukcesu. Opowieści o szczęściu - i małym, i dużym. To ludzie, których opowieść jest związana z naszymi działaniami i pokazuje, że o pechu nie może być mowy!
Deborah z Zambii
Deborah uczy się mechaniki samochodowej. Jest jedyną dziewczyną w klasie. Ma męża i dwójkę dzieci. Wie, że jej edukacja jest szansą także dla jej dzieci. Chce być niezależna finansowo i nie musieć prosić męża o pieniądze na wszystko.
Dziś radzi dziewczynom w Zambii, żeby szły do szkoły: „Realizujcie swoje marzenia! Nawet jeśli macie małe dzieci, to nie znaczy, że nic nie możecie zrobić”.
Szkoła średnia w Chingoli powstała z myślą o takich dziewczynach jak Deborah. (I chłopakach też). 560 uczniów, zmotywowanych i zdeterminowanych walczyć o swoją przyszłość, ma tu szansę na naukę zawodu.
Oberlin z Madagaskaru
W czasie jednej z naszej misji medycznej przyjechał do szpitala w Antsirabe. Około dziesięć lat temu uległ wypadkowi. Jedynym ratunkiem, wobec przewlekłego zakażenia, była amputacja nogi pacjenta i zasponsorowanie protezy.
Dziś Oberlin studiuje pielęgniarstwo i … świetnie jeździ na rowerze!
Dla Malgaszy ważne jest, by całe ciało pochować razem. Amputowaną kończynę razem z pacjentem trzeba było przewieźć około 20 godzin do jego rodzinnej wsi.
Szacunek dla przodków oraz zmarłych są bardzo żywe na tej wyspie. Malgasze wierzą w łączność i ich obecność w naszym świecie.
Jean Noel z Republiki Czadu
Jean Noel z Mbaikoro jest specjalistą murowańcem i budowlańcem. Ma dwójkę dzieci. Znany jest ze swojej odpowiedzialności i solidności. Po tym, jak zakupiliśmy mu spawarkę, może samodzielnie utrzymać rodzinę. Bezpłatnie szkoli uczniów. Gdy przyjechała spawarka, cała rodzina była bardzo szczęśliwa: „Wstąpiła w nich nowa nadzieja na lepsze jutro” - usłyszeliśmy.
Jurek z Madagaskaru
Chłopiec został tak nazwany na cześć lekarza, dra Jerzego Friedigera, szefa misji medycznej naszej Fundacji na Madagaskarze w 2018 r. Jurek jako wcześniak trafił do szpitala w Antananarywie, stolicy Madagaskaru z sepsą. Ważył 1600 g. Przez odwodnienie nie był w stanie otworzyć oczu. Po 10 dniach w inkubatorze chłopiec ważył już 2250 g i otwierał oczy. Uratowały go niedostępne na wyspie antybiotyki, przywiezione z Polski, i niezawodna opieka dr Lidii Stopyry. To największy sukces całej misji – cieszyli się lekarze.
W ciągu dwóch tygodni siedmiu lekarzy z Polski przeprowadziło wtedy w stolicy Madagaskaru ponad 60 zabiegów chirurgicznych i ponad 470 konsultacji pediatrycznych z leczeniem.
Marie Chauncey z Kamerunu
W domu było siedmioro dzieci. Ich mama jest dotknięta upośledzeniem, tata uciekł i zamieszkał w lesie, ukrywając się przed policją. – Nie mieliśmy co jeść. Postanowiłam znaleźć kogoś, żeby mnie wyżywił. Żeby można było mydło kupić czy coś do jedzenia – wspomina Marie Chauncey. Dziewczyna spotkała mężczyznę. Dopiero potem dowiedziała się, że ma żonę. Wykorzystał ją, a gdy powiedziała, że jest w ciąży, to uciekł. Znajome kobiety, które same nie miały praktycznie nic, składały się, żeby dziewczyna z dzieckiem mieli co jeść. Marie Chauncey znalazła pracę przy wspieranym przez nas ośrodku w Ayos. Codziennie przez 6 godzin sprzedaje wodę pitną. Gdy nie ma akurat klientów, haftuje na dodatkowy zarobek.
Lucianne z Republiki Środkowej Afryki
Lucianne była jedną z pierwszych, która wzięła udział w produkcji mydła w Mongoumba. Teraz pomaga innym kobietom, gdy któraś potrzebuje pieniędzy na szkołę czy jedzenie dla dzieci. Przeszkoliła już kilka kobiet. Prawie wszystkie panie, które zaczęły produkować i sprzedawać mydło, z pierwszego zarobku poszły z dziećmi do lekarza. Konsultacja w lokalnym ośrodku jest bardzo tania: 200 franków (odpowiednik trzech sprzedanych mydeł), ale i tak matek nie było na to stać.
Kobiety z projektu to Baka (dawniej: Pigmejki). To najuboższa ludność kraju. Mieszkają w obozowiskach w lasach. Żyją w głównej mierze z tego, co daje natura. Bardzo często są źle traktowani. Za ewentualną pracę w polu są opłacani szczątkowo lub w ogóle, pracując jedynie za wyżywienie. Społeczność Baka nie ma praktycznie żadnych pieniędzy.
Alexis z Madagaskaru
Dziś Alexis jest jest uczniem szkoły w Mampikony. Dzięki Wam może się uczyć i grać w piłkę.
Ma jednak trudną przeszłość. Pracował w nielegalnych kopalniach kamieni półszlachetnych, w których pracują tysiące dzieci na Madagaskarze.
To głebokie na wiele metrów tzw. studnie, z których w boki odchodzą poziome tunele, w których wykopuje się kamienie.
Alexis wspomina: “Jest głęboko i schodzi się na samo dno. Naprawdę jest tam przerażająco i strasznie gorąco”.
Mirelle z Kamerunu
Mirelle pisze pracę zaliczeniową. (Przypominamy: dziewczyna cierpi na wrodzoną chorobę reumatyczną. Bywają dni, kiedy nie jest w stanie chodzić. Zdobycie zawodu krawcowej, który pozwoli jej pracować na siedząco, jest dla niej życiową szansą).
Ona i inne dziewczęta to młode krawcowe z Yaounde, gdzie wspieramy centrum edukacyjne. 120 uczennic i uczniów z biednych rodzin może się uczyć m.in. na krawcowe czy techników komputerowych.
Chrissy z Kamerunu
Chrissy to uczennica szóstej klasy. Jest pierwszym dzieckiem pośród czworga w rodzinie. „Zawsze byłam ciekawa, jak działa komputer – mówi dziewczyna. – Mój tata do pracy używa komputera, ale nigdy nie pozwolił mi go dotknąć. Moje marzenia się spełniły tu, w szkole”.
Komputery dla uczniów szkoły w Abong Mbang (Kamerun) już służą! Poziom nauczania jest tu bardzo wysoki. Kończącą klasę (szóstą) zdało w ostatnim roku szkolnym 100% uczniów! Nic dziwnego, że placówka cieszy się popularnością i wśród rodziców, i uczniów. Obecnie jest ich ponad 300. Na tę liczbę dzieci szkoła posiadała tylko kilka używanych komputerów. Rodzice zadeklarowali zakup kolejnych trzech. Stąd nasz projekt zakupu 10 komputerów dla uczniów.
Alice z Togo
Miała 19 lat, ale do szkoły nigdy nie chodziła. Jest siódmym dzieckiem. Kiedy urodziła się jej najmłodsza siostra, ojciec wziął sobie kolejną, młodszą, żonę. Matka Alice mogła zostać w domu byłego męża, ale nie chciała, obawiając się, że będzie źle traktowana przez młodą następczynię. Wróciła do rodzinnego domu, zostawiając mężowi wszystkie dzieci. Alice została oddana do babki, u której nosiła wodę i zbierała drewno. Do szkoły nie została posłana. Jak większość mieszkańców wioski, mieszkała w domu z gliny, krytym blachą. Teraz Alice uczy się w sfinansowanej przez nas szkole krawieckiej, by choć trochę „być panią swego losu”. Wie, że jej dzieci na pewno pójdą do szkoły. O przyszłym kandydacie na męża mówi, że “na leniwego nawet nie spojrzy”:)
Mitia z Madagaskaru
Mitia codziennie wędrowała wiele kilometrów po ulicach stolicy, by dostać coś do jedzenia. Boso. W centrum miasta obowiązuje zakaz spania na ulicach czy budowania legowisk. Dzieci ulicy co wieczór wracają na obrzeża, by tam się przespać, a na dzień idą do centrum, by żebrać, pracować czy szukać jedzenia. Mitia nie wie, ile ma lat. Bardzo lubi świąteczne światełka.
Jej historią wzruszyła sie pewna Darczyni z Polski, która marzyła o posłaniu Mitii do szkoły. Jej rodzicom ufundowała miski, talerze, garnki i małą witrynkę do sprzedaży prostego jedzenia. Cała rodzina zyskała utrzymanie dzięki tym narzędziom pracy, na które samych ich nie było stać.
Mitia nie poszła (jeszcze) do szkoły, ale już nie musi szukać jedzenia.
(Mitia jest jedną z ponad 1700 dzieci na Madagaskarze, którym codziennie, przez cały rok, dajemy ciepły obiad. Dołącz do tej akcji!)
Mbwoge Ahone z Kamerunu
Mbwoge Ahone jest wdową i matką pięciorga dzieci. Utrzymuje się z uprawy warzyw. Mówi, że okresy
deszczowe były dla niej koszmarem, ponieważ nie mogła sprzedawać plonów za rzeką. Dziś się
uśmiecha, ponieważ może robić zakupy potrzebne dla jej gospodarstwa, takie jak nawozy czy motyki,
oraz sprzedawać warzywa na lokalnym rynku. Wszystko to dzięki ufundowanemu przez nas mostowi w Ebahe-Bajoh.
Maja z Polski
Jedna szkoła uzbierała już ponad 30 000 zł i ufundowała dwie studnie na Madagaskarze. O akcji opowiada Maja Majstruk, nauczycielka filozofii i etyki w stołecznym CLIX Liceum Ogólnokształcącym im. króla Jana Sobieskiego, malarka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, a przede wszystkim liderka pomysłu: “Na szkolnym korytarzu stała beczka na wodę i to był świetny marketingowy pomysł! Wielka, dwustulitrowa beczka 220 symbolizowała studnię, a jednocześnie służyła za skarbonkę. Ufundowała ją mama jednego z uczniów. Sprawdziła się, bo przyciągała uwagę i datki.
Najwięcej datków przyniósł kiermasz bożonarodzeniowy, w który zaangażowali się nie tylko uczniowie oraz nauczyciele, ale i rodzice, i przyjaciele uczniów.
Na kiermaszu sprzedawaliśmy wypieki i rzemiosło. Ktoś zrobił ceramikę, ktoś uszył torby z afrykańskiego materiału, inny - świeczki ręcznie wyrabiane. Kiermasz przemienił się w festiwal talentów uczniów, rodziców i nauczycieli”.
Maja Majstruk spełniła swoje życiowe marzenie. Jej historia pokazuje, że dzięki pomocy/współpracy obie strony mogą dostać coś dobrego!