Na Fogo, wulkanicznej wyspie Zielonego Przyladka do jednego z mieszkańców podchodzi Japończyk i oferuje herbatę parzoną zgodnie z japońskim zwyczajem. Reżyserce wspaniale sie udał film z elementami realizmu magicznego.
Stąd tytuł filmu, którego reżyserka pochodzi z Republiki Zielonego Przylądka. Japońskie słowo: hanami oznacza oglądanie opadania płatków drzewa wiśni i czerpaną z tego przyjemność.
A przyjemność z oglądania tego filmu jest ogromna.

Nana to dziewczynka, która po opuszczeniu ją przez matkę (wyjaśnienie: z powodu “niewytłumaczalnego bólu” kryje pewnie depresję) żyje na wyspie z babcią i licznymi bliskim jej ludźmi (a i zwierzątkami też). W towarzystwie opowieści o syrenach, rybach z różnych oceanów znajdujących się nawzajem i mydle czarodziejki dorasta wrażliwa i bystra dziewczynka.
Ani grama w tym jednak sentymentu czy egzotyzacji afrykańskiej wyspy. Są duża dojrzałość i empatia.

Wyspa jest kolejnym bohaterem filmu, który stanowi pieśń pochwalną o tym miejscu w świecie (czy we wspomnieniach/wyobrażeniach reżyserki). Uroda Fogo powala: od suchych wulkanicznych pustkowi po białe plaże. Powoli zagłębiamy się w codzienność i spirytualizm mieszkańców.
Głęboką miłość do wyspy żywi też Nana, więc gdy po latach mama wraca i pyta, czy ta chce z nią wyjechać, dla dziewczyny jest to trudna decyzja.

Hanami, reż. Denise Fernandes, Portugalia, Szwajcaria, Republika Zielonego Przylądka 2024 / 96’
8/10
Obejrzane w ramach festiwalu PNB Paribas Nowe Horyzonty (online do 3 sierpnia)


