Szukaj
Close this search box.
Blog Afrykański Kawałek Afryki

Siostro, ja bez niej nie mogę żyć

5 lutego 2020

Mama Gabi­na to bar­dzo dziel­na kobie­ta – radzi sobie, jak może. Gdy uro­dzi­ła chłop­ca, mąż ją zosta­wił. Potem się oże­nił z kimś innym. Potem i jego spo­tka­ło nie­szczę­ście – miał wylew, w wyni­ku któ­re­go jest spa­ra­li­żo­wa­ny. Tak więc mama Gabi­na nie ma z nim żad­ne­go kon­tak­tu. Zosta­ła bez wspar­cia i środ­ków do życia. Taki jest los kobiet, któ­re mają dzie­ci nie­peł­no­spraw­ne w Togo. 

Gabin
Gabin

Gabin jest zadba­ny i rado­sny. Jest inte­li­gent­ny, cho­ciaż mówi mu się bar­dzo trud­no. Nie może też cho­dzić, ani sam jeść. Ma nie­sko­or­dy­no­wa­ne ruchy i skur­cze spa­stycz­ne. Jego mama pra­co­wa­ła jako kel­ner­ka w barze od godzi­ny 21 do 3 rano, by w cią­gu dnia zaj­mo­wać się synem. Jakiś czas temu pol­skie misjo­nar­ki pomo­gły mamie Gabi­na otwo­rzyć salo­nik fry­zjer­ski. Tam kobie­ta może pra­co­wać i rów­no­cze­śnie opie­ko­wać się chłop­cem. Gabin cho­dzi do szko­ły. To jedy­ny ośro­dek w Lomé,  gdzie dzie­ci z pora­że­niem mózgo­wym mogą zostać przy­ję­te. A w całym Togo jest ich tyl­ko czte­ry. To nie jest zwy­kła szko­ła, ale ośro­dek reha­bi­li­ta­cyj­ny, gdzie dzie­ci mogą prze­by­wać ze swy­mi rówie­śni­ka­mi. Jest otwar­ty od 8 rano do 15 po połu­dniu. Codzien­nie trze­ba dzie­ci przy­wieźć i ode­brać po połu­dniu. Gabin miesz­ka dale­ko od ośrod­ka, oko­ło 12 km, trans­port jest dro­gi  – 1 200 F CFA (2 euro) dzien­nie. Mie­sięcz­nie zara­bia się tu oko­ło 50 euro. 

Na plecach, na motorze

Gabin był zawo­żo­ny przez mamę wyna­ję­tą tak­sów­ką moto­cy­klo­wą. Chło­pak jechał na ple­cach mamy, sie­dzą­cej na miej­scu pasa­że­ra. Ze wzglę­du na kosz­ty mama musia­ła cze­kać na nie­go w cza­sie zajęć. Sytu­acja się popra­wi­ła, gdy Gabin i jego mama dosta­li motor.

Sytu­acja osób nie­peł­no­spraw­nych w Togo jest bar­dzo trud­na. Zwłasz­cza osób dotknię­tych nie­peł­no­spraw­no­ścią umy­sło­wą czy neu­ro­lo­gicz­ną. Żyje w tym kra­ju wie­le dzie­ci z pora­że­niem mózgo­wym. Naj­czę­ściej powo­dem są cięż­kie poro­dy w domach, cza­sem w kli­ni­kach (małych izbach poro­do­wych), gdzie bra­ku­je sprzę­tu i dokład­nej dia­gno­sty­ki. Miesz­ka­ją one czę­sto w ukry­ciu. Naj­czę­ściej tyl­ko z mamą, bo tak bole­śnie dotknię­te przez los dzie­ci są uwa­ża­ne za „prze­klę­te”, a razem z nimi ich mamy. W Togo bowiem mat­ki dzie­ci nie­peł­no­spraw­nych są uwa­ża­ne za cza­row­ni­ce. Kobie­ty i ich dzie­ci ska­za­ni na samot­ne życie, bez jakie­go­kol­wiek wspar­cia. Rzad­ko kie­dy ojciec zaak­cep­tu­je dziec­ko i żyją razem. Zwy­kle dzie­ci z pora­że­niem mózgo­wym wyma­ga­ją nie­mal cało­do­bo­wej opie­ki – jak w takiej sytu­acji mat­ka ma zara­biać, sko­ro cały czas spę­dza z dzieckiem?

To czary!

– Mam pod opie­ką dziec­ko, któ­re­go mama co kil­ka mie­się­cy musia­ła zmie­niać miesz­ka­nie, bo sąsie­dzi nie chcie­li jej z dziec­kiem z pora­że­niem. Bo jemu się śli­na z ust leje, bo jest gło­śne, bo zała­twia się nie tam, gdzie trze­ba. Nie chcą żyć z dziec­kiem, któ­re jest cza­row­ni­kiem. Powie­dzieć komuś sor­cier (franc. cza­row­nik) to naj­gor­sza obe­lga. Bywa, że cho­rzy psy­chicz­nie czy dzie­ci z pora­że­niem są ska­za­ni na śmierć. Bywa, że dziec­ko jest zabi­ja­ne, zanim kto­kol­wiek je widzi – mówi sio­stra Justy­na Chu­dzio, opie­ku­ją­ca się nie­peł­no­spraw­ny­mi w Lomé. – Znam pew­ne bliź­niacz­ki, któ­re teraz mają 12 lat. Jed­na się uro­dzi­ła zdro­wa, dru­ga z pora­że­niem mózgo­wym. Cho­ra dziew­czyn­ka nie mówi, nie cho­dzi, ale reagu­je. Jej mama dłu­go twier­dzi­ła, że to nie­moż­li­we, aby jed­no uro­dzi­ło się zdro­we, dru­gie cho­re – że to są cza­ry. Chcie­li cho­rą dziew­czyn­kę wyrzu­cić od razu. Dłu­go roz­ma­wia­łam z nimi. Powo­li ją przy­ję­li. Jak po pew­nym cza­sie zapro­po­no­wa­łam mat­ce, czy nie chcia­ła­by oddać cór­ki do ośrod­ka, to ona się roz­pła­ka­ła i mówi: „Sio­stro, ja bez niej nie mogę żyć”.

Chorzy w łańcuchach

O sąsia­du­ją­cym z Togo Beni­nie mówi repor­taż na arte.tv „Benin. Wstyd szaleństwa”:

https://www.arte.tv/pl/videos/073535-000-A/benin-wstyd-szalenstwa/

Film (25 min.) opo­wia­da o pra­cy Gre­go­ire, któ­ry naj­pierw sam doświad­czyw­szy trud­no­ści ze zdro­wiem psy­chicz­nym, teraz jeź­dzi po uli­cach miast i zabie­ra z nich oso­by cho­re czy upo­śle­dzo­ne do ośrod­ka, w któ­rym otrzy­mu­ją pomoc. „Jedy­ne, co w życiu umiem – mówi Gre­go­ire – to napra­wiać opo­ny”. Ale to zbyt­nia skrom­ność. War­to obej­rzeć i poznać jego pra­cę oraz sytu­ację cho­rych psy­chicz­nie w kra­ju, w któ­rym cho­ro­bę uwa­ża się za opę­ta­nie. W któ­rym oso­by cho­re na wsi zaku­wa­ne są w łań­cu­chy, by nie mogły uciec. W któ­rym pra­cu­je kil­ku­na­stu psy­chia­trów na 11 milio­nów mieszkańców.


Podziel się:

Skoro nogi Cię tu przyniosły, to idź krok dalej i wesprzyj naszą pomoc Afryce :)

Facebook
Twitter
Wydrukuj

Coś w nas wstąpiło

Przed­się­wzię­cie było kar­ko­łom­ne: w kil­ka tygo­dni napi­sać i skom­po­no­wać cha­ry­ta­tyw­ny prze­bój, zbie­ra­ją­cy pie­nią­dze na gło­du­ją­cą Etio­pię. A potem prze­ko­nać naj­więk­sze gwiaz­dy popu  i zgro­ma­dzić je w jed­nym miej­scu, by go nagra­ły. Bez komó­rek, maili, internetu. 

Rajd Dakar – Włochy

Sły­ną­cy z nie­bez­pie­czeństw rajd Paryż-Dakar to nic w porów­na­niu z opar­tym na praw­dzi­wych wyda­rze­niach fil­mie “Ja, kapi­tan” o dro­dze migran­tów z Sene­ga­lu do Włoch.

Nie jestem numerkiem

Doku­ment nagra­dza­nej w Ber­li­nie i Can­nes reży­ser­ki Mati Diop jest poetyc­kim zapi­sem zwro­tu przez Fran­cję pierw­szych 26 dzieł sztu­ki, zagra­bio­nych ponad sto lat temu z dzi­siej­sze­go Beninu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *