Mama Gabina to bardzo dzielna kobieta – radzi sobie, jak może. Gdy urodziła chłopca, mąż ją zostawił. Potem się ożenił z kimś innym. Potem i jego spotkało nieszczęście – miał wylew, w wyniku którego jest sparaliżowany. Tak więc mama Gabina nie ma z nim żadnego kontaktu. Została bez wsparcia i środków do życia. Taki jest los kobiet, które mają dzieci niepełnosprawne w Togo.
Gabin jest zadbany i radosny. Jest inteligentny, chociaż mówi mu się bardzo trudno. Nie może też chodzić, ani sam jeść. Ma nieskoordynowane ruchy i skurcze spastyczne. Jego mama pracowała jako kelnerka w barze od godziny 21 do 3 rano, by w ciągu dnia zajmować się synem. Jakiś czas temu polskie misjonarki pomogły mamie Gabina otworzyć salonik fryzjerski. Tam kobieta może pracować i równocześnie opiekować się chłopcem. Gabin chodzi do szkoły. To jedyny ośrodek w Lomé, gdzie dzieci z porażeniem mózgowym mogą zostać przyjęte. A w całym Togo jest ich tylko cztery. To nie jest zwykła szkoła, ale ośrodek rehabilitacyjny, gdzie dzieci mogą przebywać ze swymi rówieśnikami. Jest otwarty od 8 rano do 15 po południu. Codziennie trzeba dzieci przywieźć i odebrać po południu. Gabin mieszka daleko od ośrodka, około 12 km, transport jest drogi – 1 200 F CFA (2 euro) dziennie. Miesięcznie zarabia się tu około 50 euro.
Na plecach, na motorze
Gabin był zawożony przez mamę wynajętą taksówką motocyklową. Chłopak jechał na plecach mamy, siedzącej na miejscu pasażera. Ze względu na koszty mama musiała czekać na niego w czasie zajęć. Sytuacja się poprawiła, gdy Gabin i jego mama dostali motor.
Sytuacja osób niepełnosprawnych w Togo jest bardzo trudna. Zwłaszcza osób dotkniętych niepełnosprawnością umysłową czy neurologiczną. Żyje w tym kraju wiele dzieci z porażeniem mózgowym. Najczęściej powodem są ciężkie porody w domach, czasem w klinikach (małych izbach porodowych), gdzie brakuje sprzętu i dokładnej diagnostyki. Mieszkają one często w ukryciu. Najczęściej tylko z mamą, bo tak boleśnie dotknięte przez los dzieci są uważane za „przeklęte”, a razem z nimi ich mamy. W Togo bowiem matki dzieci niepełnosprawnych są uważane za czarownice. Kobiety i ich dzieci skazani na samotne życie, bez jakiegokolwiek wsparcia. Rzadko kiedy ojciec zaakceptuje dziecko i żyją razem. Zwykle dzieci z porażeniem mózgowym wymagają niemal całodobowej opieki – jak w takiej sytuacji matka ma zarabiać, skoro cały czas spędza z dzieckiem?
To czary!
– Mam pod opieką dziecko, którego mama co kilka miesięcy musiała zmieniać mieszkanie, bo sąsiedzi nie chcieli jej z dzieckiem z porażeniem. Bo jemu się ślina z ust leje, bo jest głośne, bo załatwia się nie tam, gdzie trzeba. Nie chcą żyć z dzieckiem, które jest czarownikiem. Powiedzieć komuś sorcier (franc. czarownik) to najgorsza obelga. Bywa, że chorzy psychicznie czy dzieci z porażeniem są skazani na śmierć. Bywa, że dziecko jest zabijane, zanim ktokolwiek je widzi – mówi siostra Justyna Chudzio, opiekująca się niepełnosprawnymi w Lomé. – Znam pewne bliźniaczki, które teraz mają 12 lat. Jedna się urodziła zdrowa, druga z porażeniem mózgowym. Chora dziewczynka nie mówi, nie chodzi, ale reaguje. Jej mama długo twierdziła, że to niemożliwe, aby jedno urodziło się zdrowe, drugie chore – że to są czary. Chcieli chorą dziewczynkę wyrzucić od razu. Długo rozmawiałam z nimi. Powoli ją przyjęli. Jak po pewnym czasie zaproponowałam matce, czy nie chciałaby oddać córki do ośrodka, to ona się rozpłakała i mówi: „Siostro, ja bez niej nie mogę żyć”.
Chorzy w łańcuchach
O sąsiadującym z Togo Beninie mówi reportaż na arte.tv „Benin. Wstyd szaleństwa”:
https://www.arte.tv/pl/videos/073535-000-A/benin-wstyd-szalenstwa/
Film (25 min.) opowiada o pracy Gregoire, który najpierw sam doświadczywszy trudności ze zdrowiem psychicznym, teraz jeździ po ulicach miast i zabiera z nich osoby chore czy upośledzone do ośrodka, w którym otrzymują pomoc. „Jedyne, co w życiu umiem – mówi Gregoire – to naprawiać opony”. Ale to zbytnia skromność. Warto obejrzeć i poznać jego pracę oraz sytuację chorych psychicznie w kraju, w którym chorobę uważa się za opętanie. W którym osoby chore na wsi zakuwane są w łańcuchy, by nie mogły uciec. W którym pracuje kilkunastu psychiatrów na 11 milionów mieszkańców.