W tej książce zakochujesz się od pierwszego zdania. Zdania, w którym „ojciec spóźnia się już ponad godzinę”, a czekający siedzą w upale pod ogromnym figowcem. Gdy wypili termos kawy i zjedli wszystkie kanapki, przyjeżdża samochód z trumną, skrywającą ciało ojca. Bo jest to głęboka i szczera opowieść o odchodzeniu ojca, która wiele razy sprawia, że w trakcie czytania płyną łzy. (Nawet publicznie, w tramwaju, o 7:30 🙂
Ale też jest to opowieść o odchodzeniu całego świata ojca autora. Nie ma już Rodezji, jest Zimbabwe (od roku 1979). Gdy Zimbabwe dostaje się w ręce szalonego prezydenta Roberta Mugabe (1987), tamtejszy świat staje na głowie. Nadchodzą okrucieństwo, absurd i niewyobrażalne marnotrawstwo. Znikają czasy płodnej ziemi, rozległych farm i względnego jak na Afrykę spokoju, gdy kraj był spiżarnią całego kontynentu. Nadchodzą czasy takiej niegospodarności, że pracownicy kostnicy wynajmują ludzkie zwłoki, by wynajmujący mogli dostać przydział na niedostępną benzynę, która przysługuje karawanom.
Peter Godwin nie tylko tłumaczy nam Afrykę czy prostuje złożone polityczne zawiłości – on tę Afrykę też po prostu kocha: „W mojej części Afryki śmierć jest na wyciągnięcie ręki. W sytuacji, gdy większość czarnych mieszkańców Zimbabwe umiera w wieku trzydziestu paru lat, śmierć ma swoje miejsce przy każdym stole (…). W Afryce nie ogląda się śmierci z widowni życia, tylko bezpośrednio ze sceny, w oczekiwaniu na swoją kwestię. Człowiek czuje się tu kruchy, tymczasowy, przemijający. Czuje się śmiertelny. Może dlatego życie w Afryce toczy się tak wartko, że jego dramaturgię uwypukla ciągła bliskość śmierci. (…) Ludzie kochają tu mocniej. Miłość pozwala zapomnieć, że życie musi się skończyć. Miłość stanowi alibi dla życia w obliczu śmierci”.
Choć to zaskakujące, to książka o Afryce zawiera jedną z najbardziej niewiarygodnych historii opowiadających o Holocauście. Bez spoilerowania mogę powiedzieć tylko tyle ;(
Tylko życie mogło ją napisać!
Peter Godwin, Gdzie krokodyl zjada słońce
Wspomnienia, wyd. W.A.B., Warszawa 2008
10/10