Jaka jest szansa, że wchodząc na kawę do osiedlowej kawiarni spotkasz kogoś, kto pochodzi z kraju odległego o jakieś – bagatela – siedem tysięcy kilometrów i lubi taką samą muzykę jak Ty? No, niewielka. A jaka, że potem się zaprzyjaźniacie, że on okazuje się mistrzem lokalnego instrumentu tam, hen, hen, u siebie i razem robicie muzykę, na którą bilety się wyprzedają?
Taką historię sprzedał widzom na koncercie, kończącym festiwal Pax et bonum per musicam Stanisław Soyka. W ten sposób poznali się z gambijskim mistrzem kory i griotem Bubą Badjie Kuyateh. Zaczęli razem grać i koncertują po Polsce. We Wrocławiu wypełnili nawet kościół św. Krzyża – gotycki (a wtedy chłopaki się nie rozmieniali, tylko stawiali je duże 🙂
Kora z tykwy
Obaj twórcy łączą swoje – odległe o te tysiące kilometrów – tradycje muzyczne i wychodzi… coś świeżego i ożywczego. Soyka gra na skrzypcach, Buba na swojej korze. Kora przypomina harfę. Ma 21 strun. Robi się ją z wydrążonej, wysuszonej tykwy (roślina dyniowata), pokrytej krowią lub kozią skórą. Struny powstawały dawniej z ścięgien zwierząt czy skóry antylop – małych kawałków, rolowanych razem. Kora służy opowiadaniu historii.
Kim jest ten tajemniczy griot?
To nie tylko muzyk, ale i opowiadacz historii rodziny, plemienia. Opowiadał o narodzinach, śmierciach, małżeństwach, bitwach, wielkich polowaniach czy romansach. Tradycję tę przekazuje się z pokolenia na pokolenie. – Griotem się zostaje tylko w rodzinie griotów, którzy dawniej pobierali się tylko między sobą. W dawnych czasach upadło wielkie imperium, które rozdzieliło się na siedem różnych rodów. Ludzie mówili siedmioma różnymi językami – opowiada Buba. – Zadaniem griotów było trzymanie tych historii razem. To oni pamiętali, którzy ludzie mają wspólne korzenie. Nie zapisują tych historii, mają je tylko w głowach. Uczymy się ich przez powtarzanie. Kiedy grioci nie grają, to słuchają i w ten sposób gromadzą wiedzę. Są bardzo ważni w społeczeństwie. Do dziś uświetniają uroczystości. To było ich źródło utrzymania, ludzie ich wynajmowali, żeby uczestniczyli np. w ślubach czy narodzinach, co podnosiło prestiż uroczystości – podkreśla Buba. – Byli też posłańcami między rodzinami przyszłych nowożeńców, którzy nie mogli ze sobą bezpośrednio rozmawiać, tylko przez posłańców. Grioci odpowiadali za pokój między rodzinami, godzili zwaśnionych.
Oh, yeeeh! Muzyka naprawdę łączy! Peace &love, bierzcie z tego wszyscy i słuchajcie:
A tu Buba gra na naszym koncercie charytatywnym Pomoc brzmi dobrze dla dzieci Kamerunu. Działo się! – ludziom się gęby śmiały, dzieci tańczyły… Eh, tęsknię za tymi dwoma godzinami mojego życia:
I jeszcze ten koncert:
https://ninateka.pl/film/buba-badjie-kuyateh-michal-gorczynski-fina-na-ucho
Jedna odpowiedź
Great music!