Szukaj
Close this search box.
Blog Afrykański Kawałek Afryki

Helping sounds good

16 października 2019

Jaka jest szan­sa, że wcho­dząc na kawę do osie­dlo­wej kawiar­ni spo­tkasz kogoś, kto pocho­dzi z kra­ju odle­głe­go o jakieś – baga­te­la – sie­dem tysię­cy kilo­me­trów i lubi taką samą muzy­kę jak Ty? No, nie­wiel­ka. A jaka, że potem się zaprzy­jaź­nia­cie, że on oka­zu­je się mistrzem lokal­ne­go instru­men­tu tam, hen, hen, u sie­bie i razem robi­cie muzy­kę, na któ­rą bile­ty się wyprzedają?

Taką histo­rię sprze­dał widzom na kon­cer­cie, koń­czą­cym festi­wal Pax et bonum per musi­cam Sta­ni­sław Soy­ka. W ten spo­sób pozna­li się z gam­bij­skim mistrzem kory i grio­tem Bubą Badjie Kuy­ateh. Zaczę­li razem grać i kon­cer­tu­ją po Pol­sce. We Wro­cła­wiu wypeł­ni­li nawet kościół św. Krzy­ża – gotyc­ki (a wte­dy chło­pa­ki się nie roz­mie­nia­li, tyl­ko sta­wia­li je duże 🙂

Kora z tykwy

Obaj twór­cy łączą swo­je – odle­głe o te tysią­ce kilo­me­trów – tra­dy­cje muzycz­ne i wycho­dzi… coś świe­że­go i ożyw­cze­go. Soy­ka gra na skrzyp­cach, Buba na swo­jej korze. Kora przy­po­mi­na har­fę. Ma 21 strun. Robi się ją z wydrą­żo­nej, wysu­szo­nej tykwy (rośli­na dynio­wa­ta), pokry­tej kro­wią lub kozią skó­rą. Stru­ny powsta­wa­ły daw­niej z ścię­gien zwie­rząt czy skó­ry anty­lop – małych kawał­ków, rolo­wa­nych razem. Kora słu­ży opo­wia­da­niu historii.

Buba Badjie Kuyateh
fot. Archi­wum Buby

Kim jest ten tajemniczy griot? 

To nie tyl­ko muzyk, ale i opo­wia­dacz histo­rii rodzi­ny, ple­mie­nia. Opo­wia­dał o naro­dzi­nach, śmier­ciach, mał­żeń­stwach, bitwach, wiel­kich polo­wa­niach czy roman­sach. Tra­dy­cję tę prze­ka­zu­je się z poko­le­nia na poko­le­nie. – Grio­tem się zosta­je tyl­ko w rodzi­nie grio­tów, któ­rzy daw­niej pobie­ra­li się tyl­ko mię­dzy sobą. W daw­nych cza­sach upa­dło wiel­kie impe­rium, któ­re roz­dzie­li­ło się na sie­dem róż­nych rodów. Ludzie mówi­li sied­mio­ma róż­ny­mi języ­ka­mi – opo­wia­da Buba. – Zada­niem grio­tów było trzy­ma­nie tych histo­rii razem. To oni pamię­ta­li, któ­rzy ludzie mają wspól­ne korze­nie. Nie zapi­su­ją tych histo­rii, mają je tyl­ko w gło­wach. Uczy­my się ich przez powta­rza­nie. Kie­dy grio­ci nie gra­ją, to słu­cha­ją i w ten spo­sób gro­ma­dzą wie­dzę. Są bar­dzo waż­ni w spo­łe­czeń­stwie. Do dziś uświet­nia­ją uro­czy­sto­ści. To było ich źró­dło utrzy­ma­nia, ludzie ich wynaj­mo­wa­li, żeby uczest­ni­czy­li np. w ślu­bach czy naro­dzi­nach, co pod­no­si­ło pre­stiż uro­czy­sto­ści – pod­kre­śla Buba. – Byli też posłań­ca­mi mię­dzy rodzi­na­mi przy­szłych nowo­żeń­ców, któ­rzy nie mogli ze sobą bez­po­śred­nio roz­ma­wiać, tyl­ko przez posłań­ców. Grio­ci odpo­wia­da­li za pokój mię­dzy rodzi­na­mi, godzi­li zwaśnionych.

Oh, yeeeh! Muzy­ka napraw­dę łączy! Peace &love, bierz­cie z tego wszy­scy i słu­chaj­cie:

A tu Buba gra na naszym kon­cer­cie cha­ry­ta­tyw­nym Pomoc brzmi dobrze dla dzie­ci Kame­ru­nu. Dzia­ło się! – ludziom się gęby śmia­ły, dzie­ci tań­czy­ły… Eh, tęsk­nię za tymi dwo­ma godzi­na­mi moje­go życia:

I jesz­cze ten koncert:

https://ninateka.pl/film/buba-badjie-kuyateh-michal-gorczynski-fina-na-ucho

Podziel się:

Skoro nogi Cię tu przyniosły, to idź krok dalej i wesprzyj naszą pomoc Afryce :)

Facebook
Twitter
Wydrukuj
Unyime Linus Etuk 2 zajawka

Sztuka to moje okno na świat

Dzię­ki dobrym ludziom z Pol­ski przed laty mło­dy arty­sta z Nige­rii, Uny­ime Linus Etuk, mógł roz­wi­nąć swój talent malar­ski. Teraz ze swo­imi pra­ca­mi przy­jeż­dża do Pol­ski na wysta­wy w Gdy­ni i War­sza­wie. Ale tak­że po to, by wes­przeć zbiór­kę pie­nię­dzy dla dzie­ci z Mada­ga­ska­ru, będą­ce pod naszą opieką.

Ta muzyka ma więcej słońca

Moja fascy­na­cja muzy­ką Afry­ki zaczę­ła się od saha­ryj­skie­go blu­esa. Usły­sza­łem w nim prze­strzeń pusty­ni, usły­sza­łem w nim dźwięk pia­sku lecą­ce­go z wia­trem – tak o miło­ści do afry­kań­skiej muzy­ki mówi Jakub Mali­now­ski, orga­ni­za­tor Afri­can Beats Festi­val. I zapra­sza na dwa dni wypeł­nio­ne gra­niem już od 11 sierp­nia w Kawę­czy­nie pod Warszawą.

dancing pina

Horyzont jako scenografia

Dla sene­gal­skie­go przed­sta­wie­nia “Świę­ta wio­sny” sce­no­gra­fią jest pusta pla­ża. Nie ma nic poza pia­skiem i cia­ła­mi tan­ce­rzy. Z pla­ży kame­ra prze­ska­ku­je nagle do Nie­miec, wpa­da do cia­snych wnętrz, do prze­strze­ni wypeł­nio­nej przed­mio­ta­mi i dźwię­ka­mi cywi­li­za­cji. Czuć wte­dy, ile tra­ci­my, zysku­jąc to, co mamy. 

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *