Znienawidzony Robert Mugabe, prezydent/dyktator Zimbabwe przez 30 lat, ustępuje. 2017 r. Ulice Harare szaleją. Niekończące się tłumy wiwatują, widać oszołomione twarze i ogólną euforię. Kto będzie następnym prezydentem? Czy udręczony kraj odetchnie? Duńska reżyserka filmu „Prezydent” przyjeżdża do Zimbabwe na cztery tygodnie przed wyborami kolejnego prezydenta.
Camilla Nielsson przyjeżdża zrobić film o wyborach w ostatniej chwili, gdyż po swoim wcześniejszym filmie („Democrats”) miała na pieńku z władzami. Cenzura reżimu Mugabe zablokowała jej film.
Do wyborów staje dotychczasowy wiceprezydent i prawa ręka Mugabe, czyli Emmerson Mnangagwa, lider rządzącej partii African National Union-Patriotic Front (ZANU-PF). Przeciw niemu występuje szef opozycyjnej partii MDC (Movement for Democratic Change), 40-letni Nelson Chamisa. Politykę da się uprawiać normalnie, w sposób cywilizowany. Wierzę w to! – Chamisę cechuje pasja, optymizm i determinacja. Szanse są wyrównane – tak pokazują sondaże. Ale oprócz sondaży i głosu ludu jest też skostniały system tutejszej polityki, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje.
Wzorcowe morderstwo
To, że prezydentem został Mnangagwa, nie jest chyba spoilerem :). Pytanie: czy faktycznie wygrał? By się dowiedzieć, obejrzyjcie film, (koniecznie!), ja tylko wrzucę kilka wątków:
- mimo protestów opozycji i społeczności międzynarodowej państwowa komisja wyborcza zataja wzory kart do głosowania oraz sposób i miejsce ich druku;
- w zamieszkach zaraz po wyborach ginie 6 osób, a szefowa państwowej komisji wyborczej (przerażająca persona, z maską zamiast twarzy, typ „beton” na usługach starego reżimu) dziękuje wszystkim za wzorcowy przebieg wyborów. Nikt nie może się doprosić o odpowiedź na pytanie, kto wydał rozkaz strzelania do bezbronnych, spokojnych demonstrantów.
- komisja zwleka z ogłoszeniem wyników, kombinuje, a potem ogłasza zmanipulowane (innej interpretacji nie ma po oglądnięciu filmu) wyniki. Według nich np. w ciągu półtorej godziny w jednym miejscu do lokali wyborczych miało przyjść ponad 350 tysięcy wyborców, podczas gdy w ciągu całego dnia przyszło ich niewiele ponad 100 tysięcy. Wyniki nie składają się do 100 procent, w 16 (!) okręgach wyborczych uzyskano rzekomo identyczne wyniki liczby osób głosujących na obydwu kandydatów – podobnych kwiatków jest więcej.
- międzynarodowy zespół prawników składa w sądzie najwyższym negację wyników, przedstawiając te i inne dowody manipulacji, ale bez żadnego efektu, nikt nawet nie podejmuje próby ich rozpatrzenia.
- po porażce w sądzie opozycja zwołuje konferencję prasową, na którą wkracza policja z tarczami jak w naszym stanie wojennym, próbując siłowo, z przepychankami, usunąć zszokowanych zagranicznych dziennikarzy.
130 minut filmu dokumentalnego o wyborach w Zimbabwe brzmi jak lek na bezsenność. Tymczasem dostajemy brawurowo zmontowany, świetnie sfilmowany zapis politycznego starcia: butnego giganta z młodym idealistą. Film o przełomie, gdy nowe prze do przodu, a stare nie chce ustąpić. Piękna, uniwersalna opowieść o nadziei, która się nie daje zmiażdżyć kolejnym nokautom.
To nie koniec, to dopiero początek – słyszymy na koniec filmu od Nelsona Chamisy. Zdecydowanie coś się zmienia, choć nie w takim tempie, jakby tego chciała opozycja, reżyserka filmu, widz i – co niestety najbardziej gorzkie – większość mieszkańców Zimbabwe.
Prezydent, reż. Camilla Nielsson, Dania, 2021
9/10
www.mdag.pl
Film obejrzany w ramach 18. (świetnej!) edycji Festiwalu Filmowego Millenium Docs Against Gravity