Co może się wydarzyć, gdy angielski dżentelmen, korespondent „The Times”, w roku 1930 jedzie do Addis Abeby na koronację cesarza Hajle Syllasje, Króla Królów?
„Konsternacja. Mówią, że miasto pęka w szwach. Zdobycie pokoju w tej chwili jest niepodobieństwem. Samochód z poselstwa przepadł razem z bagażem. Zamiast niego na ulicy kłębi się tłum Abisyńczyków przybyłych spoza miasta na mułach, a wokół nich truchtają niewolnicy, żeby zrobić im przejście bądź je utrudnić. Wracamy do hotelu. Po pewnym czasie bagaż się odnajduje, przywieziony przez poczciwego młodego Anglika, który po nieudanym starcie jako plantator kawy został tymczasowo zatrudniony w ambasadzie jako człowiek do wszystkiego. Właśnie rozpoczęły się dwa niedorzeczne tygodnie Alicji w krainie czarów”.
Bez trudu wygrali Polacy
Waugh bawi, daje przyjemność lektury, uwodzi swoją błyskotliwością i celnością spostrzeżeń. Z cudowną lekkością serwuje kolejne anegdoty i paradoksy:
„Pociąg się zatrzymał i gwardziści stanęli na baczność; główny szambelan, wystrojony w niebieski atłas, zbliżył się, aby powitać delegatów; orkiestra zagrała. To również była innowacja. Jestem całkiem niewrażliwy na muzykę, lecz wszyscy, którzy słyszeli melodie grane dla poszczególnych delegacji, mówili mi później, że na ogół dały się z łatwością rozpoznać. Jednak nawet mnie zdumiała ich niezwykła długość; orkiestra, niezrażona trudnościami, solennie wykonywała wszystkie zwrotki każdego hymnu, a w kategorii rozwlekłości bez trudu wygrali Polacy”. 🙂
Poza ewidentną przyjemnością z lektury jest jednak jakiś fałsz w tej książce. Autor pisze o niewolnikach, ale nie zada o nie niewygodnych pytań (niewolnictwo w Etopii zniesiono w 1937 r, wyzwalając jednym aktem pół miliona ludzi). Za kilka lat wybuchnie wojna włosko-abisyńska, która zmiecie ten świat, a potem wojna światowa. Chciałoby się powiedzieć, że Waugh uchwycił ostatni moment spokoju w regionie, z tym że ten spokój, ta nuda wręcz, którą opisuje, to tylko powierzchnia, pod którą kłębią się napięcia i dramaty kraju skolonializowanego, z legalnym niewolnictwem. Ale pod tę powierzchnię autor nie sięga.
Problem bowiem z tą książką jest taki, jak z wieloma napisanymi przed laty. Etiopczycy bywają w niej gnuśni, w kraju nic nie działa, pociągu chodzą jak chcą, a brytyjski kolonialista przeżywa tu kolejne koszmary, mimo że wszędzie witany jak jest książę. Masajowie sa tu “rasą łobuzów”, Hindusi są cwani i inne kwiatki, dziś wydałyby się po prostu skompromitowanym poglądem.
Waugh ma jednak odwagę stanąć w poprzek obowiązujących poglądów epoki kolonialnej: „Zastaliśmy kulturę, która mimo że ciasna i sztywna, była zasadniczo przyzwoita i cenna; zniszczyliśmy ją – a przynajmniej przyczyniliśmy się do tego – i w jej miejsce zaszczepiliśmy kulturę brudu i chytrości.”
Ironia plus dystans
No i ironia plus dystans pomogą mu się wyplątać z wielu trudnych sytuacji 🙂 O lokalnym biznesmenie pisze tak: „Nie sądzę, bym kiedykolwiek spotkał kogoś bardziej tolerancyjnego; nie miał żadnych uprzedzeń rasowych, wyznaniowych czy moralnych”.
Łatwo oceniać po latach, z tą wiedzą, którą ma się dzisiaj. Zawsze się zastanawiam, czy ci wszyscy oburzeni – słusznie, oczywiście, skompromitowanymi – poglądami kolonialistycznymi, mieliby w tamtych czasach otwartość umysłu i intelektualną odwagę, by wyjść poza swoją epokę i myśleć inaczej? Waugh napewno jest dzieckiem swej epoki, ale i ma momenty, w których potrafi ją przekroczyć.
Chyba lepiej mieć te wszystkie sprawy z tyłu głowy, ale czytając tę błyskotliwą książkę, po prostu docenić talent pisarza oraz fakt, że te mroczne czasy już minęły.
Evelyn Waugh, Daleko stąd
Podróż afrykańska, wyd. Świat Książki, Warszawa 2012
7/10
PS Evelyn Waugh jest znany głównie jako autor powieści Powrót do Brideshead, przeniesionej na ekran jako serial z Jeremy’m Ironsem i film z Emmą Thompson.