„Mentalnie wracałam z wolontariatu z Nigerii dobre kilka miesięcy. Na początku wydawało mi się, że nic tutaj nie ma sensu – mówi Marta Burza, w naszej fundacji odpowiedzialna za warsztaty w szkołach. Praca, którą wykonywałam tam, dawała natychmiastowy efekt. Wiedziałam, że jestem tam z konkretnych powodów i że ludzie na mnie liczą. Widziałam uśmiechnięte dzieciaki, które czegoś się uczyły, które miały moment w ciągu dnia, kiedy czuły się bezpiecznie i mogły cieszyć się dzieciństwem. Widziałam radość z małych rzeczy, życie chwilą, brak użalania się i narzekania (do dziś kiedy słyszę, jak marudzimy na nasze „straszne” życie w Polsce, otwiera mi się nóż w kieszeni). A w Polsce tego nie było. Szara rzeczywistość, smutni ludzie, bezsensowne wykłady - tak mi się wtedy wydawało. Tylko że żyjemy w takim otoczeniu, jakie sami kreujemy. Wszystko inne jest jak lustro. Dopiero po jakimś czasie doszło do mnie, że mogę ułożyć sobie normalne, przyziemne życie, a równocześnie dalej udzielać się społecznie i inspirować do tego innych.
Praca wolontariusza daje satysfakcję. Chyba wszyscy mamy chwile, kiedy zadajemy sobie pytanie: po co to wszystko? Gonitwa w szkole/pracy, pogoń za wypłatą, za ocenami. A przecież to nie wszystko. I wtedy okazuje się, jak cenny jest wolontariat i myśl, że taka praca, mniej lub bardziej absorbująca, może zmienić coś na lepsze. To daje poczucie sensu; poczucie, że robię coś dobrego; coś, co robi różnicę. A z czysto egoistycznego punktu widzenia: wolontariat to też możliwość zdobycia nowych umiejętności i doświadczenia, które potem można wykorzystać w wielu innych dziedzinach. Ja swoje życie zawodowe związałam z podróżami i pracą z ludźmi. Widzę, jak wiele tzw. soft skills rozwinęłam dzięki pracy wolontariusza. Wolontariat to coś, co przynosi korzyść obu stronom”.
Na ulicach można spotkać mnóstwo ludzi z charakterystycznymi bliznami na twarzy. Zazwyczaj są to pionowe lub poziome czarne ślady na policzkach i na brodzie. Blizny, które wycina się jeszcze w dzieciństwie, świadczą o przynależności do danej grupy etnicznej.
Jeden z języków Nigerii, yoruba, to język tonalny o trzech tonach. Brzmi on bardzo melodyjnie. Słynny bęben „talking drum” ma - tak samo jak język yoruba - trzy tony. Mówi się, że kiedy ktoś wprawiony zagra na nim w rytmie i w tonach znanego przysłowia, słuchacze zrozumieją, co chciał przekazać.
Nauczycielka przykłada banknot do czoła tańczącego dziecka. Jest to dowód uznania. Im więcej banknotów, tym lepiej. Pozwala się im spaść na ziemie, a następnie są zbierane i rytuał powtarza się kilkukrotnie.
„Drogeria” w jednej z biedniejszych dzielnic Ibadanu, miasta na południu Nigerii. Ciężko sobie wyobrazić, że można nosić na głowie przez cały dzień taki ciężar. Jednak jeśli ma się odpowiednią technikę, jest to możliwe. Mało tego – jest to wygodne, gdyż obie ręce pozostają wolne.
Zapraszamy szkoły, które chcą zorganizować warsztaty i wystawę dla uczniów, do współpracy!