„To nie był gabinet madame Tussauds. Nie patrzyłem na iluzję stwarzającą pozory rzeczywistości. Ten Buszmen nie był zatrważająco dobrze wykonanym odlewem woskowym i nie był przypadkowo znalezioną na torfowisku mumią innego gatunku. To był człowiek, wypatroszony i wypchany jak zwierzę. Był więc ktoś, kto to zrobił”.
Autor miał 19 lat, gdy w 1983 roku na wycieczce po Hiszpanii w muzeum historii naturalnej spotyka El Negro - człowieka, który zmarł w 1830 lub 1831 roku, a po śmierci został potraktowany jako eksponat muzealny. „Stał tutaj. Wypchany Murzyn z Banyoles. W prawej ręce trzymał włócznię, w lewej – tarczę. Czujny, nieco skulony, z uniesionymi rękami. Na wpół nagi, był ubrany tylko w ozdobę z rafii i włochatą, pomarańczową przepaskę biodrową. Miał nieludzko czarną skórę. Nie wiedziałem, że ludzie mogą być tak czarni oraz tacy mali i wątli. Okazało się, że El Negro jest dorosłym mężczyzną, choć skóra i kości, ledwo sięgał mojego łokcia. Stał w szklanej gablocie pośrodku dywanu. Do cokołu przykręcono tabliczkę z napisem: BUSZMEN Z PUSTYNI KALAHARI”.
Książka jest zapisem poszukiwań autora, który kilkadziesiąt lat później jako dojrzały reporter podejmuje temat: „Właściwie chciałem o nim wiedzieć wszystko. Kim był? Ale też kto go wypchał i w jakim celu? Co za ludzie przywieźli go do Europy, sprzedali i umieścili w muzeum? (…) Czy z czasem zmienił się sposób patrzenia na niego?”.
Gdy autor próbuje odpowiedzieć na te pytania, dostajemy opowieść o niewolnictwie, kolonializmie, rasizmie i rozwoju nauki w XIX wieku. A także o czasach nam współczesnych, bo likwidacja wystawy i godny pochówek dla El Negro nie są wcale łatwe do przeprowadzenia…
Frank Westerman, El Negro i ja, wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2015
7/10