Film o Kamerunie lat 50′ ub. w., a raczej o tym, jak znany reżyser sfilmował ten kraj. I dlaczego tak strasznie, skoro tak pięknie.
Młody szwajcarski reżyser odkrywa archiwa starego szwajcarskiego reżysera i montuje z nich swój film. „African Mirror” zawiera wyłącznie stare, oryginalne nagrania uznanego szwajcarskiego podróżnika, literata i filmowca Rene Gardiego. Gardi w zniewalająco wizualnie sposób filmował Afrykę przez dziesięciolecia. Niestety, jego komentarze filmowe są przesycone kolonialnym rasizmem. Przez opinie typu: czarnoskórzy mogą być kierowcami, ale nigdy nie zrozumieją, jak działa silnik. Lub: Są niczym „rozbrykani nastolatkowie”, którzy zbuntowali się i nie chcą już nikogo słuchać, a „zawsze będą potrzebowali pomocy białych”.
Czy to naprawdę okrutne?
Gardi np. uczestniczy w poborze podatków przez kolonizatorów. Wychodzi poza rolę filmowca i włącza się w zliczanie pieniędzy. A był to okrutny wyzysk. W latach 50′ Kameruńczycy płacili podatki osobiste od 15. do 60. roku życia. Jeżeli ich nie zapłacili, to ich obejścia palono. Gardi w tym uczestniczy i oddaje głos francuskim kolonizatorom, mówiącym: „Może wydaje się to okrutne, ale jak zmusić tych dzikusów, by płacili rozsądne podatki?”.
Owszem, każdy czas miał swoją prawdę i, niestety, takie podejście obowiązywało w europejskim patrzeniu na Afrykę przez dekady. Po co to rozdmuchiwać i robić o tym film?
Z kilku powodów.
Przekształcił cały kontynent w utopię
Po pierwsze, nie zawsze rasizm Gardiego był oczywisty, jak w powyższych przykładach. Hedinger uwypukla inny aspekt: idealizację Afryki jako sielskiej krainy. Gardi mówił: „Moja czarna Arkadia” i sprzedawał swoją, w jakimś stopniu perwersyjną wizję utopii: krainy szczęśliwości, nieskażonej cywilizacją, w której ludzie żyją w harmonii z naturą, którą myśmy dawno zatracili. Nawet w konfrontacji z dziennikarzem, zarzucającym mu po latach tworzenie fałszywego obrazu Afryki i pytającego o głód, biedę i panoszące się choroby, Gardi tkwi przy swoim. Nie dość, że biały człowiek najechał, kradł i mordował, to jeszcze swoim ofiarom zakazywał odczuwać cierpienie. I taka narracja budowała światopogląd zachodniego świata.
Po drugie, film Gardiego Mandara niemal nie wygrał Berlinale (w swojej kategorii) w roku 1960. Przegrał stosunkiem głosów 3:4. Roku nazywanym Rokiem Afryki, w którym powstało 17 państw afrykańskich! Narracja Gardiego była bardzo popularna, spotykała się z uznaniem, a nie były to czasy, w których było łatwo o alternatywne spojrzenie.
Sukces na Berlinale
Po trzecie, dla mnie najważniejsze, uderzające jest, jak Gardi, który naprawdę spędził kawał czasu w Afryce i coś o niej wiedział, nie umie uciec od perspektywy: „ja”. Filmuje Kameruńczyków i daje komentarz tak naprawdę o… Europejczykach, typu: że my tak już nie potrafimy żyć. Filmuje w buszu kowala wypalającego rudę i porównuje go do… Dantego. Ja, moja, europejska perspektywa nałożona na zupełnie inny świat.
Po czwarte, niestety perspektywę Gardiego widać do dzisiaj: w opiniach ludzi odwiedzających Afrykę, w pseudo-reportażach z Afryki, w komentarzach na FB.
Kolonializm bez kolonii
Mischa Hedinger przyznaje, że jednym z motywów, które pchnęły go do realizacji filmu, była lektura książki o „kolonializmie bez kolonii”. Hedinger mówił o tym, że Szwajcarzy, postrzegani jako niekonfliktowy, poczciwy, pokojowo nastawiony naród, tak naprawdę głęboko byli/są umoczeni w myślenie kolonialne. I przez twórczość Gardiego szerzyli to na cały świat.
African Mirror, reż. Mischa Hedinger
Szwajcaria, 2019, 84′
7/10
PS
Nie rozumiem tylko użycia przez Hedingera wątku wykorzystywania seksualnego uczniów przez Gardiego w latach zaraz po II wojnie. Wątek ten, wrzucony w formie kilkuzdaniowej spowiedzi samego Gardiego, pozbawiony jest komentarza. Dopiero z rozmowy z twórcą „African Mirror” dowiaduję się, że Gardi został za te czyny skazany, zapłacił odszkodowanie, ale uniknął więzienia. Rozumiem, że konwencja filmu była taka, że prezentuje tylko archiwalne nagrania Gardiego, ale taki komentarz można było umieścić w napisach – skoro już się postanowiło odpalić tę bombę. W formie wątek wygląda na tanią sensację, której publikacji młody reżyser nie umiał sobie odmówić. Jakieś wyjaśnienie w imieniu pokrzywdzonych by się przydało…