Adichie często mówi o tym, jak bardzo nie cierpi stereotypu Afryki jako biedy i safari. Mówi, że podobnie jak „jedyną historią” Meksykanów jest nielegalna imigracja, tak w przypadku Afryki to bieda i HIV/AIDS.
Adichie urodziła się w Enugu w Nigerii, wychowała w wielomilionowym mieście Nsukka. Jest ojciec był akademikiem, mama urzędnikiem. Studiowała medycynę, ale porzuciła studia i przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Jej książki są na listach najważniejszych lektur w „Timesie” czy „New Yorkerze”.
Niedorzeczny przywilej
„Oczekiwania były lśniące, a rzeczywistość okazała się matowa” – opowiadała o swojej przeprowadzce do Ameryki w czasie spotkania na krakowskim festiwalu Conrada. – „Ciekawie było walczyć, negocjować z tymi oczekiwaniami. Gdy przyjechałam z Nigerii, dziwiłam się: Po co im 200 rodzajów płatków śniadaniowych? Ale też cudownie było wezwać karetkę, a ona… przyjeżdża.
Stany dały mi nową tożsamość. Tam zobaczyłam, co to znaczy być czarnym, czego wcześniej nie traktowałam jako swojej tożsamości”. O pisaniu o ojczystej Nigerii mówiła tak: „Nie zobaczyłabym tyle w Nigerii, gdybym jej nie zostawiła. Moja lojalność wobec dwóch domów jest elastyczna, więc mogę pisać prawdę. To niedorzeczny przywilej mieć dwa domy”.
Bieda i safari
Adichie często mówi o tym, jak bardzo nie cierpi stereotypu Afryki jako biedy i safari. Mówi, że podobnie jak „jedyną historią” Meksykanów jest nielegalna imigracja, tak w przypadku Afryki to bieda i HIV/AIDS. Nawet wykształceni ludzie nic nie wiedzą o codzienności klasy średniej w Afryce. „Potrzebujemy więcej historii o tym – mówi. – Potrzebujemy alternatywnej opowieści o Afryce”.
W wykładzie mistrzowskim na festiwalu przyznaje się jednak do tego, że zaczynała, pisząc o białych ludziach. „To ich życie wydawało się unikatowe – mówi. – A moje było takie zwykle”.
Popatrz, jaka jest tekstura mojego świata
Adichie pisze po angielsku. Mówi o tym, że jej wykształcenie odbywało się po angielsku. Język igbo był uważany za gorszy, co jest pokłosiem kolonializmu. Pisarka przyznaje, że w związku z tym nie jest w nim na tyle sprawna, żeby opisywać doświadczenia egzystencjalne w tym języku.
Ale w jej pisaniu jest sporo igbo. Chociaż – jak opowiada – bywa, że redaktorzy chcą to tępić, ale ona wtedy broni tych wstawek, mówiąc: Popatrz, jaka jest tekstura mojego świata. 🙂
Bujna jak nigeryjski krajobraz
Jej proza jest „bujna jak nigeryjski krajobraz” – piszą zachwyceni krytycy. Posłuchajcie tego:
„Dokładnie pamiętasz upał, jaki panował tamtego lata, nawet teraz, osiemnaście lat później – wilgotne ciepło babcinego podwórka, podwórka tak gęsto porośniętego drzewami, że kabel telefoniczny wisiał zaplątany między liśćmi, a gałęzie różnych drzew stykały się nawzajem i bywało, że owoce mango pojawiały się na nerkowcach, a guawy na mangowcach. Gruba warstwa gnijących liści pod twoimi bosymi stopami była grząska i rozmiękła. Po południu żółtobrzuche pszczoły bzyczały nad twoją głową i nad głowami twojego brata Nonso i kuzyna Dozie, a wieczorem babko pozwalała tylko Nonso wspinać się na drzewa, żeby potrząsał ciężką od owoców gałęzią, chociaż ty wspinałaś się o wiele lepiej od niego. Owoce spadały, awokado, nerkowce i guawy, a ty i twój kuzyn Dozie zbieraliście je do starych wiader”.
Zbiór opowiadań nigeryjskiej pisarki to proza kobieca w najlepszym tego słowa rozumieniu. Czuć siłę kobiet, walczących o swój kawałek świata w kraju, w którym i rasizm, i szowinizm wciąż mają się dobrze.
Chimamanda Ngozi Adichie, To coś na twojej szyi
Zysk i spółka, Poznań 2011
7,5/10
Zapis spotkania z pisarką w czasie festiwalu Conrada tutaj:
https://www.facebook.com/watch/live/?v=741539696307946&ref=watch_permalink