To uczucie, gdy otwierasz w biurze codzienną pocztę (poranna kawa, smętna mgła i rytualne dyskusje, czy podkręcić czy zmniejszyć ogrzewanie), a tam… bęben. Całkiem spory, zgrabny, smukły i bardzo… bębnowy. Myślisz: aha, dzień jak co dzień. Ale po kolei.
Na początku nie było nic – w Bundoli (Ghana) nie było prądu, dostępu do wody pitnej ani szkoły.
Tzn. warto by w tym miejscu powrócić do pytania jak z Matrixa, czy to, co istnieje, istnieje naprawdę? Bo widzicie sami, szkoła była, ale wyglądała tak:
Dosyć minimalistyczne wyposażenie wnętrza, a raczej zewnętrza.
Ważne, że były dzieciaki, które bardzo chciały się uczyć!
Ghana ma powszechny obowiązek kształcenia, ale to złożony problem. Dwóch na trzech mieszkańców tego kraju nie potrafi czytać ani pisać. Niby szkoły są bezpłatne, ale w praktyce różne opłaty uniemożliwiają edukacje najuboższym. Niby jest obowiązek szkolny, ale…
Nasi przyjaciele z Fundacji Dzieci Afryki postawili kilka lat temu w Bundoli szkołę. Nazwali ją im. R. Kapuścińskiego, za co pokochałam ich jeszcze bardziej 🙂 Trzyklasowy budynek jest super, ale uczniów uzbierało się już 248 i trzeba było szkołę rozbudować (to zrobiliśmy my 🙂 )
Dostaliśmy zaproszenie na otwarcie nowej szkoły. Trochę niezręcznie, ale odmówiliśmy, tłumacząc się problemami zdrowotnymi i chorymi dzieciakami. Starszyzna wioski przysłała więc nam bęben, żeby naszym chorym, polskim dzieciakom było milej. So sweet starszyzna, so sweet!
To specyficzny bęben, gra się na nim przy pomocy dołączonego młoteczka. Boczne sznurki naciąga się jak struny. Daje to niepowtarzalny efekt – dźwięk typowy dla rytmów północnej Ghany.
Posłuchajcie Mateusza od nas z Fundacji, jak się uczy grać:
A ktoś z Was próbował grać na afrykańskim bębnie?
Zdjęcia: archiwum projektu