Słynący z niebezpieczeństw rajd Paryż-Dakar to nic w porównaniu z opartym na prawdziwych wydarzeniach filmie “Ja, kapitan” o drodze migrantów z Senegalu do Włoch.
Seydou i Moussa mają po 16 lat. Są kuzynami, mieszkają w Dakarze, mają rodziny, mają co jeść i chodzą do szkoły. Kochają rap i chodzą w koszulkach największych światowych klubów piłkarskich. Marzą o karierze muzycznej w Europie. Moussa wierzy, że jego kuzyn zrobi tam karierę muzyczną, a biali „będą go całować po rękach”.
Chcę stać się kimś
Nie słuchają niczyich przestróg: ani tych, co tę drogę przebyli, ani matki Seydou. Gdy matka ostrzega go, że droga z Senegalu do Włoch usiana jest trupami ludzi, którzy nie dali rady przebyć pustyni lub obronić się przed przestępcami, polującymi na uchodźców, chłopak odpowiada: „Kocham muzykę. Chcę stać się kimś i pomóc tobie, i moim siostrom. Zobacz, one śpią pokotem, dom się rozpada… Ci, którzy wyjechali nie byli lepsi ode mnie”.
Mafia gorsza niż Gomorra
Przez pół roku w tajemnicy przed rodzinami pracują na budowie, zbierają pieniądze, by wreszcie uciec z domów i wyruszyć w podróż. Czekają na nich tysiące kilometrów, nieprzebyta pustynia i bezwzględni ludzie, którzy tylko czekają, by okraść, zniewolić znajdujących się w skrajnej desperacji migrantów. Są świadkami śmierci, zabójstw, tortur. „Twoje życie jest chyba warte 800 dolarów” – mówi bandyta, wymuszając haracz.
Gdy chłopcy wreszcie docierają do Morza Śródziemnego, okazuje się, że Seydou zostaje zmuszony, by – nie mając żadnego doświadczenia – kierować zdezelowaną łodzią, wypełnioną dziesiątkami migrantów.
Prawdziwe historie
Reżyser, autor słynnego filmu o włoskiej mafii („Gomorra”) zasłyszał tę historię, przygotowując się do filmu. Chłopak w wieku Seydou został faktycznie zmuszony, by z brzegu Afryki kierować łodzią z 250 osobami na pokładzie. Reszta wydarzeń przedstawionych w filmie także ma swoje źródło w faktach. Garrone rozmawiał z Afrykanami, które przeszły podobną drogę i na podstawie ich historii napisał scenariusz. Reżyser dbał o zachowanie autentyczności: postawił na aktorów – naturszczyków, film (świetnie!) zilustrował afrykańską muzyką, a dialogi są prowadzone w języku wolof.
Nastoletni aktorzy grający główne role po ukończeniu filmu przyjechali z Senegalu do Włoch i zamieszkali w domu matki reżysera pod Rzymem. Jeden z nich jest piłkarzem w lokalnej drużynie, drugi zajmuje się muzyką.
Naturalistyczna baśń?
Czego mi w filmie brakuje? Chyba szerszego kontekstu, o którym reżyser opowiadał w wywiadach, ale nie potrafił go zawrzeć w filmie: „Uważam, że to w pełni zrozumiałe, że dwóch młodych chłopaków próbuje znaleźć dla siebie lepsze warunki do życia – mówił Matteo Garrone. – Globalizacja dotarła do nich tak samo mocno, jak do nas. Mają oni stałe okno na Europę za sprawą internetu i mediów społecznościowych. 70 procent populacji Afryki to młodzi ludzie, a wśród nich są tacy, którzy decydują się spróbować zyskać szansę na lepsze życie. Są różne rodzaje emigracji: są tacy, którzy migrują z powodu wojny i z całkowitej desperacji, ale są też tacy, którzy migrują, bo są młodzi, chcą poznać świat i szukać lepszych możliwości, a potem wracają do swojej rodziny”.
Niepotrzebne dla mnie były baśniowe wstawki, które przeszkadzają w budowaniu paradokumentalnego charakteru filmu.
Współczesna „Odyseja”
Denerwowało mnie także to, że mimo przejścia przez piekło główny bohater pozostał naiwny i niewinny. Reżyser wkłada mu też na barki wszystkie możliwe nieszczęścia, więc gdy i jemu przypadnie kierowanie łodzią, traciłam trochę wiarę w ten obraz.
Można jednak popatrzeć na ten film jak na „Odyseję” – wówczas to nagromadzenie dramatycznych wydarzeń oraz nadnaturalne elementy będą się mieścić w ramach gatunku eposu. Garrone w Wenecji mówił o tym, że to właśnie współcześni afrykańscy migranci są spadkobiercami wielkich epickich dzieł.
Ja, kapitan, reż. Matteo Garrone, Włochy, Belgia, Francja, 2023
Nominacje do Oscara, Złotych Globów i nagrodzony w Wenecji
7/10
Obejrzany w ramach festiwalu MBank Nowe Horyzonty