W Senegalu żyło dwóch nierozłącznych przyjaciół. Alfa był piękny i sprawny, a jego ciało i zwinna siła budziły podziw. Matemba był inny, ale miał wielką pasję: pragnął wiedzy. Na swoje nieszczęście uczył się u Francuzów. Ci zaszczepili w nim myśl: idź na wojnę, walcz za nas, a otworzymy przed tobą nowe życie. Tak obaj chłopcy trafiają do okopów pierwszej wojny światowej.
Matemba zostaje śmiertelnie ranny. Prosi przyjaciela, by skrócił jego cierpienia. Ten, kierując się moralnymi nakazami, odmawia: „Nikt nie będzie wiedział, że Matemba trzy razy prosił mnie, bym go dobił, że trzy razy pozostałem głuchy na jego błaganie, że zachowałem się w sposób nieludzki, słuchając głosów obowiązku. Ale już nie musiałem ich słuchać, być posłuszny tym głosom, które każą ci postąpić nieludzko w chwili, gdy należałoby być człowiekiem”.
Miedzynarodowy Booker
Alfa przestaje być posłuszny głosom obowiązku i moralnych nakazów. „W chwili śmierci Mademby grube żelazne ziarno wojny spadło z nieba i przecięło skorupę mojego umysłu na dwoje”. Zaczyna swoją wendettę. „Dla wszystkich, żołnierzy czarnych i białych, stałem się śmiercią. Wiem to, zrozumiałem. Czy są to białasy, czy czarnuchy jak ja, myślą, że jestem czarownikiem, pożeraczem ludzkich wnętrz, demmem”. Opowiada o swej zemście, jakby śpiewał Hiobową lamentację czy tren: język jest oszczędny, ale bardzo świeży i poetycki, pełen zaskakujących metafor, w którym niczym refren powtarzają się słowa zaśpiewu: „Bogiem a prawdą”.
Za ten język David Diop został odznaczonym międzynarodowym Bookerem, a wcześniej wieloma innymi nagrodami. Diop wychował się w Senegalu, przeniósł się do Francji i pisze po francusku. Jego książka to arcydzieło w miniaturze.
Rywalizują ze sobą w szaleństwie
Alfa ma świadomość absurdu wojny i jej drastycznych praw: „Żołnierze biali i czarni zawsze przytakują. Kiedy każą im wyjść z bezpiecznego okopu, żeby natrzeć na wroga na otwartym polu, przytakują. Gdy każą im udawać dzikusów, żeby nastraszyć wroga, przytakują”.
Szczególnie ma świadomość tego, jak Francuzi wykorzystują Senegalczyków: „Wychodzą z okopu z karabinem w lewej i maczetą w prawej dłoni, wyłaniając się z brzucha ziemi, mają oczy szaleńców. Kapitan im powiedział, że są wielkimi wojownikami, toteż lubią ginąć ze śpiewem na ustach, rywalizując ze sobą w szaleństwie. Żaden Diop nie chciałby, by mówiono, że nie jest tak odważny jak Ndiaye, dlatego na przeraźliwy dźwięk gwizdka kapitana Armanda wyłazi ze swojej dziury. (…) Wszyscy umrą bez chwili zawahania, bo kapitan Armand powiedział: „Wy, czekolady z Czarnej Afryki, jesteście naturalnie najdzielniejsi z dzielnych. Wdzięczna Francja was podziwia. W gazetach piszą tylko o waszych wyczynach”.
Miliony metalowych ziarenek wojny
Alfa przestaje w to wierzyć. Na oczach czytelnika traci naiwność, traci niewinność i staje się niezależny: „Ale ja, Alfa Ndiaye, dobrze zrozumiałem słowa kapitana. Nikt nie wie, co myślę, mogę myśleć, co chcę. Właśnie tego, co myślę, chcą, żebym nie myślał”.
Alfa dostrzega bezsens wojny i o polu bitwy mówi tak: „doraźne szaleństwo, gdzie żuraw koroniasty nie przeżyłby ani chwili; gdzie nie rośnie nawet najmniejsza roślinka, żaden krzew, jakby tysiące żelaznych świerszczy objadały je nieustannie od wielu, wielu księżyców. O polu obsianym milionami metalowych ziarenek wojny, które nie wydają plonów. O zrytym polu bitwy, siedlisku mięsożerców”.
Nieustannie osiadają na mieliźnie świata
Ta niewielka powieść jest wielkim traktatem o tym, jak wojna zmienia człowieka. Autor wkłada swojemu bohaterowi w usta przysłowie Fulanów: „Dopóki człowiek nie umrze, ciągle jest stwarzany”. Jednocześnie jest bardzo uniwersalnym traktatem o tym, jak właściwie to nie zmienia się nic: „Wydarzenia, które zaskakują człowieka, przeżyli już przed nim inni ludzie. Wszystkie ludzkie możliwości były już wcześniej przeczute. Nic z tego, co przydarza nam się na tym padole, choćby nie wiadomo jak groźne czy korzystne, nie jest nowe. Ale to, co czujemy, jest zawsze nowe, bo każdy człowiek jest jedyny w swoim rodzaju. Człowiek dzieli z innymi ludźmi ten sam sok, ale żywi się nim w inny sposób. Nawet jeśli nowe nie jest naprawdę nowe, zawsze pozostaje nowe dla tych, którzy nieustannie osiadają na mieliźnie świata, pokolenie po pokoleniu, fala za falą”.
„Bogiem a prawdą, takie jest życie, taki jest świat: wszystko ma dwa oblicza”.
W tej powieści nic nie jest jednoznaczne, wszystko skrzy się metaforą, ukrytymi znaczeniami. To krwawa, lecz piękna poezja, tylko udająca prozę.
Wielkie ukłony dla tłumacza: Jacka Giszczaka.
David Diop, Bratnia dusza. Powieść, Wydawnictwo Cyranka, 2021
10/10