Absurd, groteska, satyra – kto lubi te słowa, nie będzie zawiedziony dynamiczną powieścią kongijskiego pisarza. Papryczka, czyli rezolutny chłopak z sierocińca w Loango, ucieka i pragnie z trójką kumpli dostać się do wymarzonej stolicy kraju.
Gdzie czekają na nich tylko kłopoty.
Prawo dżungli
Uciekają od wszystkich bolączek tego typu instytucji: przemocy (“rektor bił mnie lianą, a ja rzucałem się jak opętany”) prześladowania, molestowania, zaniedbania. Proste dziecięce wyznania mówią wiele: “Nie przypominam sobie, bym otrzymywał prezenty od kogoś”.
albo:
“W naszym domu dziecka panuje prawo dżungli”.
A jeszcze więcej mówi wyznanie dyrektora placówki: “Nie lubię dzieci! W dodatku sam ich nie mam i nie zamierzam mieć!”
W sierocińcu dodatkowo muszą mierzyć się z opresją polityczną: “Musieli bez przerwy słuchać beczącego głosu prezydenta republiki, gdyż rząd wyposażył w radiomagnetofony takie instytucje jak nasz sierociniec. (…) Pensjonariusze, którzy nie potrafili wyrecytować z pamięci ostatniego przemówienia prezydenta, zwykle w niedzielę zamiatali dziedziniec”.
Zmuszone, by pozostać dłużej
Poza gorzkim sportretowaniem sytuacji sierot w w Kongo w latach 60 i 70. ub. w. Alain Mabanckou pochyla się nad losem kobiet. O jednej z bohaterek mówi się np. tak: “Chciała urodzić dziecko o jaśniejszej skórze, bo w tamtych czasach uważano to za zaletę, to głupie, ale wynikało z naszego poczucia niższości w stosunku do białych, wszystko, co białe, miało większą wartość, a czerń była prawdziwym przekleństwem, nie miała przed sobą przyszłości, żadnego jutra”.
albo:
“Zrozpaczone matki myślały, że jeśli mu się oddadzą, ich dzieci będą lepiej traktowane, i dyrektor korzystał ze swej pozycji, zmuszając je, by pozostały dłużej w jego gabinecie”.
Koniec pewnej epoki
Wielkim tłem powieści jest rewolucja socjalistyczna w Kongu lat 60: “Opowiadałem o naukowo-socjalistycznej rewolucji, która zapukała do drzwi sierocińca, przyspieszając koniec pewnej epoki”.
Oczywiście jest ona wyśmienitym tematem do wyszydzenia:
“Jeśli widziałem złodzieja owoców mango czy papai, który uciekał przed kmiotkiem z Wielkiego Targu, biegłem za straganiarzem, złośliwie podstawiałem mu nogę, a gdy padał na ziemię, rabuś, ku mojej wielkiej uciesze, znikał w tłumie, podnosząc prawy kciuk, żeby mi podziękować. W ten sposób starałem się rozdawać dobra ubogim, bo sądziłem, że biedni ulicznicy działają w dobrej wierze, odbierając bogactwa zgromadzone przez złych kapitalistów”.
Afrykańska powieść awanturnicza. Może nawet łotrzykowska:) Dla wielbicieli gatunek będzie to świetny kąsek. A pewnie jest ich wielu, bo Alain Mabanckou jest jednym z częściej wydawanych w Polsce pisarzy afrykańskich. (Karakter wydał pięć książek autora!).
Kot miauczał w głowie
Mnie w powieści kongijskiego pisarza najbardziej ujęły dwie rzeczy:
Po pierwsze momenty, kiedy na moment wybiegał poza granice realności: “Wspominałem o zjedzonym przez nas czarnym kocie, który coraz głośniej miauczał w mojej głowie”.
Znów o mnie zapomniano
A po drugie: te fragmenty, w których w bagnie życia na ulicy pojawia się czułość, liryczność. Tak jest w przypadku relacji Papryczki z Bonawenturą:
“Moja przyjaźń z Bonawenturą była jak przyjaźń paralityka ze ślepcem. On za mnie chodził, ja za niego patrzyłem. Czasem było odwrotnie. Kiedy go nie widziałem, szukałem go wszędzie. (…) Miał obsesję na punkcie samolotów i gdy tylko zobaczył ruchomą smugę na niebie, nie mógł usiedzieć w miejscu, pędził w stronę okna i stał tam tak długo, aż maszyna zniknęła w chmurach.
Odwracał się w moją stronę z przygnębioną miną:
– Nie wylądował… Znów o mnie zapomniano”.
Gorzka to farsa, nieśmieszna groteska. Od przegranego u progu życia losu nie ma ucieczki.
Alain Mabanckou, Papryczka, przekład Jacek Giszczak, Karakter, Kraków, 2016
6/10