Szukaj
Close this search box.
Blog Afrykański Kawałek Afryki

Na przekór chaosowi

26 kwietnia 2023

Cóż za wraż­li­wość i sub­tel­ność w tym człowieku! 

Biny­avan­ga Waina­ina pisze o dora­sta­niu w Kenii lat 70. i 80. ubie­głe­go wie­ku, potem o swo­ich stu­diach w RPA, podró­żach, pierw­szych kro­kach karie­ry jako dzien­ni­ka­rza i wydaw­cy. Por­tre­tu­je zmie­nia­ją­cy się kraj, swo­ją rodzi­nę, ale przede wszyst­kim ma dar nie­nar­cy­stycz­ne­go spor­tre­to­wa­nia same­go sie­bie. To uważ­ny, wyczu­lo­ny obser­wa­tor i pisarz ope­ru­ją­cy nie­ocze­ki­wa­nym sło­wem. Pisarz, któ­ry z wąt­pli­wo­ści zro­bił temat i kunszt (“Boję się pisa­rzy. Się­ga­ją za głę­bo­ko i roz­wa­la­ją pro­stą dro­gę do suk­ce­su. Nie umiem sobie wyobra­zić sie­bie jako kogoś takiego”).

Cierpnie od słodyczy i bólu

Biny­avan­ga Waina­ina żył na prze­kór: z pasją ale i z ceną, jaką za to pła­cił. “Czu­ję dziś w pier­siach boleść, słod­ką, nara­sta­ją­cą i dotkli­wą, jak w roz­cię­tym języ­ku, któ­ry po zje­dze­niu moc­ne­go ana­na­sa cierp­nie od sło­dy­czy i bólu”.

I dalej:

“Ana­nas w mojej pier­si rośnie. Może dosta­nę tro­chę wesel­ne­go tor­tu? Piskli­we­go, bole­sne­go sma­ku dosko­na­łej, bia­łej słod­ko­ści. Lukier w ustach sma­ku­je jak dźwięk sty­ro­pia­nu trą­ce­go o styropian”.

binyavanga wainaina kiedys o tym miejscu napisze

Bawimy się pod gorącym, niezawodnym słońcem

Biny­avan­ga Waina­ina sprze­da­je kon­cept dzie­ciń­stwa w spo­sób mistrzow­ski: jego chło­pięc­two jest słod­kie, ale nie landrynkowe.

Posłu­chaj­cie tego:

“Pew­ne­go cie­plej­sze­go niż zwy­kle dnia, któ­ry zda­rzył się pod­czas tych nie­koń­czą­cych się waka­cji, bie­ga­my ogar­nię­ci szczę­śli­wym wariac­twem nie­pew­no­ści po chrzęsz­czą­cych i trza­ska­ją­cych opa­dłych liściach i bawi­my się pod gorą­cym, nie­za­wod­nym słoń­cem. Mięk­kie pió­ra i tra­wa w opusz­czo­nym przez pta­ki gnieź­dzie pach­ną przy­jem­nie, gni­ciem i pie­rza­sto­ścią. Bie­ga­my z żół­to-brą­zo­wy­mi lataw­ca­mi-chrząsz­cza­mi, naty­ka­jąc się na szczu­rze gniaz­da i szcze­nię­ta kun­dli. Zwią­zu­je­my chrząsz­czom nóg sznur­kiem i pusz­cza­my je w powie­trze. Gorą­cy, syro­po­wa­ty pot ście­ka do oczu i kłu­je, a ja zatra­cam się w tym psze­nicz­nie pło­wym świe­cie fur­ko­czą­cych liści i bosych stóp zako­pu­ją­cych się w gorą­cej ziemi”.

Przebiegające żyrafy, pędzące hieny

Albo tego:

“Pew­ne­go dnia, pew­ne­go ospa­łe­go, gorą­ce­go dnia patrzy­my przez okna i widzi­my czer­wo­ne roz­ognio­ne słoń­ce. W pła­skiej tra­wia­stej dali góra Kili­mam­bo­go ocie­ka płyn­nym czer­wo­nym żarem. Pożar roz­prze­strze­nia się ku nam, nie­bo jest ciem­ne od dymu. Po połu­dniu wybu­cha popłoch. Nauczy­cie­le glę­dzą w naj­lep­sze, kie­dy my patrzy­my z okien szko­ły na prze­bie­ga­ją­ce żyra­fy, pędzą­ce hie­ny, zebry, mniej­sze antylopy”.

Biny­avan­ga Waina­ina w cza­sie PICNIC Festi­val w Amster­da­mie, 2008, fot. Erik (HASH) Hersman/Wikimedia Commons

Albo tego, co pisze o rodzicach:

“Po jakimś cza­sie budzę się na tyl­nym sie­dze­niu samo­cho­du. <Jeste­śmy na miej­scu> - mówi zawsze mama, kie­dy dojeż­dża­my do domu. Skó­rę mam roz­pa­lo­ną, mama łagod­nie sku­bie mnie w czo­ło kost­ka­mi pal­ców. Czu­ję, jak na dwo­rze gra chór dzie­się­ciu tysię­cy gorą­cych, przy­pra­wia­ją­cych o dresz­cze świersz­czy. Chcę zedrzeć z sie­bie ubra­nie, pozwo­lić skó­rze obna­żyć się w tej chrzęsz­czą­cej nocy. <Ćśśś>, szep­ce mama, “ćśśś, ćśśś”, i po języ­ku spły­wa mi różo­wo sma­ku­ją­cy syrop, pod moimi kola­na­mi poja­wia­ją się sil­ne ramio­na taty. Wsu­wa­ją mnie pod wypra­so­wa­ne prze­ście­ra­dło, wywi­nię­te na koc niczym skrzy­deł­ko koper­ty. Mama nacią­ga mi je na gło­wę. Wyobra­żam sobie, że jestem listem, gorą­cym, pło­ną­cym listem, i oto widzę wiel­ki, ocie­ka­ją­cy kle­istym syro­pem język, któ­ry zaraz poli­że mnie i zaklei w środku”.

Śpiewamy jedną pieśń

Rodzi­na roz­sia­na po świe­cie, rela­cja z ojcem, śmierć mat­ki - Biny­avan­ga Waina­ina pisze o tym wie­le. “Świę­ta zbli­ża­ją się milo­wy­mi kro­ka­mi. Leje się alko­hol, modli­my się, bra­ta­my i gawę­dzi­my wśród noc­nych szme­rów bana­no­wych liści. Prze­peł­nia mnie magia, ule­gam jej. Mija­ją dwa dni i czu­je­my się rodzi­ną. Po fran­cu­sku, suahi­lij­sku, angiel­sku, w kiku­ju, kiny­ar­wan­da, lugan­da i nde­be­le śpie­wa­my jed­ną pieśń - choć tak róż­ne pasz­por­ty kry­ją się w naszych bagażach”.

Milion flamingów

Afry­ka u Biny­avan­ga Waina­ina jest po pro­stu piękna:

“Wiatr powiał z góry, Bóg tchnął - i po dru­giej stro­nie wody zry­wa się milion fla­min­gów, kon­tu­ry jezio­ra uno­szą się jak roz­dę­te hal­ka­mi różo­we spód­nicz­ki, po chwi­li odsła­nia się kawa­łek nie­bie­skich maj­tek. Bóg sap­nął - i spód­nicz­ki pono­szą się wyżej, jezio­ro całe błę­kit­nie­je, a nie­bo zapeł­nia się kołu­ją­cy­mi flamingami”.

kiedys o tym miejscu napisze binyavanga wainaina

Najbardziej ludobójczo najpulitzerowszy

Wiel­kim tema­tem Biny­avan­ga Waina­ina jest obraz kon­ty­nen­tu w mediach Glo­bal­nej Pół­no­cy. Te ste­reo­ty­py go uwie­ra­ją, wku­rza­ją, bolą. Wra­ca czę­sto do tej nie­spra­wie­dli­wo­ści. “Kore­spon­den­ci zagra­nicz­ni, ci od dłu­gich dyk­ta­fo­nów, brud­nych dżin­sów i pię­ciu­set słów popi­tych whi­skey, poroz­sia­da­ni byle jak w czer­wo­nych aksa­mit­nych fote­lach (…) polu­ją na temat: naj­ma­cze­tow­szo naj­śmiert­niej­szy, naj­fi­nan­sow­szo naj­sko­rum­po­wań­szy, nej­be­be­cho­żersz­czo naj­woj­no­do­mow­szy, naj­kro­ko­dy­lo­zęb­szo naj­dyk­ta­torsz­czy, naj­kra­je­się­ser­cow­szo i naj­bar­dziej ludo­bój­czo naj­pu­lit­ze­row­szy, naj­bar­dziej czar­no-wiel­ko­oko-oxfa­mow­sko-dzie­cię­co­naj­gło­dow­szy, naja­id­so­wat­szy seks naj­okrut­niej­szych i naj­dzi­ku­so­wat­szych Afry­ka­nów z gene­tycz­nie naj­zde­for­mo­wań­szy­mi dziewczętami…”

Jeden ze stu najbardziej wpływowych ludzi świata

Biny­avan­ga Waina­ina był pisa­rzem, publi­cy­stą, dzien­ni­ka­rzem. Zało­żył maga­zyn lite­rac­ki Kwa­ni. Według Time­’a (2014) - to jeden ze stu naj­bar­dziej wpły­wo­wych ludzi świa­ta. Lau­re­at Caine Pri­ze for Afri­can Wri­ting. Fascy­nat kuch­ni afry­kań­skiej - zgro­ma­dził oko­ło 13 000 prze­pi­sów. Zmarł w roku 2019, w wie­ku 48 lat.

Napi­sał tak: “Jeśli w idei życia jest miej­sce na cud, to pole­ga on wła­śnie na tym: że przez jakiś czas może­my ist­nieć, na prze­kór chaosowi”.

Biny­avan­ga Waina­ina, Kie­dyś o tym miej­scu napi­szę. Wspo­mnie­nia, prze­kład: Mar­cin Michal­ski (świet­ny!!!), Karak­ter, Kra­ków, 2014

9/10

 wainaina-binyavanga

A tu znaj­dzie­cie esej Biny­avan­ga Waina­ina pt. “Jak pisać o Afry­ce”. Pole­cam: do myśle­nia i superbłyskotliwy:)

Podziel się:

Skoro nogi Cię tu przyniosły, to idź krok dalej i wesprzyj naszą pomoc Afryce :)

Facebook
Twitter
Wydrukuj
Soledad Romero Mariño, Raquel Martin, Afryka

Przebogaty biedny kontynent

Czy na 48 stro­nach książ­ki dla dzie­ci da się przed­sta­wić kon­ty­nent, skła­da­ją­cy się z 55 kra­jów? To prze­cież mniej niż stro­na na jeden kraj! 

Żeby mieć kogoś, kto by mnie szukał

Do pew­ne­go momen­tu wszyst­ko szło gład­ko, do pew­ne­go momen­tu Yeji­de z Nige­rii mogła być Mary czy Kasią z dowol­ne­go zachod­nie­go kra­ju. Stu­dia, wła­sny nie­wiel­ki biz­nes, pra­ca, dom wynaj­mo­wa­ny (i opła­ca­ny po poło­wie) z uko­cha­nym mężem. Wszyst­ko to runie, gdy mło­da mał­żon­ka nie będzie mogła zajść w ciążę.

konrad-piskala-sudan

To Bóg nalewa tu wodę

Piska­ła nie jest pro­ro­kiem, ale jest bystrym obser­wa­to­rem. Prze­wi­dział to, co (kil­ka lat po wyda­niu jego książ­ki) dzie­je się teraz w Suda­nie: “W Afry­ce woj­ny się nie koń­czą, one przy­ga­sa­ją, tlą się, aby nagle ogar­nąć pół kra­ju albo kraj sąsied­ni czy nawet tery­to­rium kil­ku państw. To dal­szy ciąg tej samej peł­za­ją­cej wojny”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *