Wreszcie coś odmiennego. Film Banel i Adama pokazuje uniwersalną kobiecą historię. Tak inną od filmów, które dzielą grubą kreską dramaty kobiet afrykańskich od dramatów kobiet zachodnich.
Jeden z dwóch filmów z Afryki w zeszłorocznym konkursie głównym w Cannes. O Złotą Palmę (jako jedyna debiutantka) walczyła Ramata-Toulaye Sy. Ta niewiele ponadtrzydziestoletnia reżyserka urodziła się we Francji w rodzinie senegalskich emigrantów. Jej rodzice nie potrafili czytać ani pisać.
Khady Mane, grająca główną rolę, także jest debiutantką. To senegalska aktorka, tancerka i aktywistka. Jej gra zawładnęła moją uwagą od pierwszej sceny. Jedna z najlepszych kobiecych ról z tej części świata.
Czuć francuską reżyserię. Film płynie niespiesznie przed oczami widza, niemal onirycznie, ale montaż jest zdecydowanie europejski. Sceny ucinają się, zanim zachodni widz pomyśli, czy nie są zbyt długie.
Czy europejskie są też ambicje głównej bohaterski Banel?
W skrócie można je przedstawić jako drogę młodej kobiety do życia swoim życiem, co jest - oczywiście - tematem bardzo wielu zachodnich filmów. Tu jednak widzę coś odmiennego: widzę w tym uniwersalną feministyczną historię. Tak inną od wielu w filmach, które dzielą grubą kreską dramaty kobiet afrykańskich od dramatów kobiet zachodnich. Tam: wypalenie zawodowe - tu: walka z głodem. Tam: jak pogodzić macierzyństwo z karierą; tu: jak zdobyć wodę? Może upraszczam, ale tę kreskę widać bardzo wyraźnie.
A w tym filmie jej nie ma.
Banel z nieokreślonej wsi w Senegalu stoi w rozkroku. Z jednej strony chce czegoś prostego: wyprowadzić się do własnego domu, prowadzić go według własnych reguł, ułożyć sobie partnerskie relacje z mężem bez konieczności oglądania się na zwyczaje we wsi. Wolność jej myślenia widać w krótkich włosach, T-shircie zamiast tradycyjnego stroju, w niechęci do typowo kobiecych zajęć i w wyprostowanej postawie, gdy idzie przez wieś z szykiem top modelki na najlepszych wybiegach. Całą sobą sprzeciwia się losowi miejscowych kobiet, ukazanych, jak przekopują pole w idealnie synchronizowanym, odwiecznym rytmie.
Gdy jednak widzimy dziewczynę strzelającą z procy i zabijająca jaszczurki, dostrzegamy w niej rozłam i konflikt.
Bo z drugiej strony Banel jeszcze nie umie się wyzwolić od konserwatywnej roli kobiety, spełniającej się jako partnerka mężczyzny. Jej świat zamyka się w dwóch słowach, które szepcze - a z czasem coraz bardziej obsesyjnie wypisuje: - Banel i Adama.
Życie niszczy jej plany zamieszkania w oddalonym od wsi domu, gdy nadchodzi przedłużająca się susza. Adama musi podjąć walkę o przetrwanie, wprowadzenie się do nowego domu się oddala. Banel traci punkt oparcia, nie zostaje jej nic swojego, gdy ukochany zawiesza ich wspólne plany.
Romantyczna miłość przeradza się w desperację, a ambicje i marzenia w kompulsję. Słońce zmysłowo opierające się na ciałach kochanków zmienia się w palący żywioł. Zjawiskowo sfilmowana przyroda z początku filmu nagle zostaje przesłonięta przez złowieszczą chmurę ptaków.
Banel i Adama, reż. Ramata-Toulaye Sy, Francja, Senegal, Mali, 2023. Obejrzane w ramach festiwalu Afrykamera
8/10