Szukaj
Close this search box.
Blog Afrykański Kawałek Afryki

By byli afrykańscy, ale nie zanadto

21 października 2022

Rzad­ko się zda­rza tak olśnie­wa­ją­ca pochwa­ła lite­ra­tu­ry, jaką jest powieść sene­gal­skie­go auto­ra, Moha­me­da Mbo­ugar Sarr, doce­nio­ne­go fran­cu­ską Nagro­dą Gon­co­ur­tów (nota bene, to tyl­ko 10 euro :). 

A jesz­cze rza­dziej tego typu książ­ka jest gęstą, wart­ką, wcią­ga­ją­cą powie­ścią, od któ­rej nie moż­na się oderwać. 

Przy­ci­skam tę książ­kę do piersi. Pro­wa­dzi­ła mnie przez gór­skie grzbie­ty i otchła­nie, w prze­strze­ni i w cza­sie, pośród zmar­łych i mię­dzy oca­la­ły­mi” – chcia­ło­by się zacy­to­wać jej frag­ment, bo napraw­dę mam ocho­tę tę książ­kę przy­tu­lić. Tyle rado­ści mi dała.

Ten frag­ment odno­si się do na wpół legen­dar­nej powie­ści Nie­ludz­ki labi­rynt, któ­ra przed laty wywo­ła­ła ogro­my skan­dal w Pary­żu, a któ­rej losy śle­dzi mło­dy sene­gal­ski pisarz – Diéga­ne Latyr Faye. Jest zafa­scy­no­wa­ny jej auto­rem, T.C. Eli­ma­nem, któ­ry napi­sał arcy­dzie­ło i znik­nął. By go odna­leźć, Diéga­ne prze­mie­rza Fran­cję, Argen­ty­nę, Sene­gal.

Mohamed_Mbougar_Sarr
Moha­med Mbo­ugar Sarr, fot. ActuaLitte/Wikimedia Commons

Bogatsi dzięki stracie

Tyle fabu­ły, bo nie­ko­niecz­nie o nią tu cho­dzi. 🙂 Cho­dzi o wiel­ką pochwa­łę siły lite­ra­tu­ry, któ­ra nadaje/odbiera sens, zmienia/tworzy rze­czy­wi­stość, przepracowuje/dodaje trau­my. Opo­wia­da­nie histo­rii (czy tej pisa­nej z małej lite­ry, czy tej z wiel­kiej) jest i celem samym w sobie, i narzę­dziem do odpo­wie­dzi na odwiecz­ne pyta­nia: czy da się uchwy­cić praw­dę, czy da się opi­sać, kim się napraw­dę jest, czy ist­nie­je prze­ba­cze­nie. Ale i jest to też książ­ką o tym, czy pisa­nia nie prze­wyż­sza jed­nak mil­cze­nie?

Czy­ta­my, co myśli boha­ter powie­ści: „Nie­ludz­ki labi­rynt mnie zubo­żył. Wiel­kie dzie­ła zuba­ża­ją i zawsze powin­ny nas zuba­żać. Odbie­ra­ją nam to, co zbęd­ne. Po ich lek­tu­rze jeste­śmy zawsze z cze­goś ogo­ło­ce­ni: bogat­si, ale bogat­si dzię­ki stra­cie”.

Sarr napi­sał trak­tat filo­zo­ficz­ny, któ­ry czy­ta się jed­nym tchem. I na doda­tek napi­sał go bra­wu­ro­wym językiem.

By byli odmienni – a zarazem podobni

Uro­dzo­ny w 1990 r. w Sene­ga­lu, ale wykształ­co­ny we Fran­cji Sarr potra­fi zadać cel­ne – i gorz­kie – pyta­nia, doty­czą­ce sytu­acji lite­ra­tu­ry afry­kań­skiej w świe­cie Zacho­du. Swo­je­mu boha­te­ro­wi wkła­da w usta takie słowa: 

„Dłu­go komen­to­wa­li­śmy naszą ambi­wa­lent­ną, cza­sem wygod­ną, czę­sto upo­ka­rza­ją­cą sytu­ację afry­kań­skich pisa­rzy (czy pisa­rzy pocho­dzą­cych z Afry­ki) na polu lite­ra­tu­ry fran­cu­skiej. Tro­chę nie­spra­wie­dli­we, bo sta­no­wi­li oczy­wi­sty i łatwy cel, obwi­nia­li­śmy naszych przod­ków, afry­kań­skich auto­rów z poprzed­nich poko­leń: uwa­ża­li­śmy, że to oni obar­czy­li nas jarz­mem, któ­re musi­my dźwi­gać – poczu­ciem, że nie umie­my lub nie mamy pra­wa (to było to samo) mówić, skąd pocho­dzi­my; poza tym oskar­ża­li­śmy ich o to, że dali się zamknąć w spoj­rze­niu innych, w spoj­rze­niu-gnieź­dzie os, w spoj­rze­niu-sie­ci, w spoj­rze­niu bagnie, w spoj­rze­niu-zasadz­ce, któ­re wyma­ga­ło od nich, by byli auten­tycz­ni – to zna­czy odmien­ni – a zara­zem podob­ni – to zna­czy zro­zu­mia­li (mówiąc jesz­cze ina­czej: by moż­na było och sprze­dać w śro­do­wi­sku zachod­nim, w któ­rym się poru­sza­li). (…) Wyma­ga­no, by byli afry­kań­scy, ale nie zanadto”.

Orlando Lazaro Ortega Zulueta
autor: Orlan­do Laza­ro Orte­ga Zulueta

Ach, cudowni Afrykanie

Potem przy­szła kolej na odbior­ców. Naj­pierw tych afry­kań­skich. Ich „uni­ce­stwia­li­śmy od razu lapi­dar­nym wer­dyk­tem: to naj­gor­si czy­tel­ni­cy na świe­cie, któ­rzy nie czy­ta­ją, któ­rzy są leni­wi, kary­ka­tu­ral­ni, nie­prze­jed­na­ni jak nie­prze­jed­na­na może być tyl­ko mniej­szość, zawsze doma­ga­ją­ca się tego, by ją przed­sta­wiać, cho­ciaż brak jej pre­zen­cji; potem przy­cho­dzi­ła kolej na ich zachod­nich odbior­ców (nie bój­my się tego sło­wa: na bia­łych), z któ­rych wie­lu czy­ta­ło ich tak, jak daje się jał­muż­nę, cie­sząc się, że dostar­cza­ją im roz­ryw­ki albo mówią im o roz­le­głym świe­cie z tym natu­ral­nym nie­okrze­sa­niem wła­ści­wym Afry­ka­nom, Afry­ka­nom, któ­rzy mają rytm w pió­rze, Afry­ka­nom, któ­rzy posie­dli sztu­kę opo­wia­da­nia przy świe­tle księ­ży­ca, Afry­ka­nom, któ­rzy nicze­go nie kom­pli­ku­ją, Afry­ka­nom, któ­rzy wzru­sza­ją­cy­mi histo­ria­mi potra­fią jesz­cze tra­fić pro­sto do ser­ca, Afry­ka­nom nigdy nie­ule­ga­ją­cym nad­mier­ne­mu zadu­fa­niu w sobie, w któ­rym ugrzę­zło tak wie­lu fran­cu­skich auto­rów, ach, cudow­ni Afry­ka­nie, lubia­ni za swe dzie­ła i barw­ne posta­ci, za grom­ki śmiech, szcze­rze­nie wiel­kich zębów i budze­nie nadziei”.

Orlando Lazaro Ortega Zulueta
autor: Orlan­do Laza­ro Orte­ga Zulueta

Jesz­cze bym się zatrzy­ma­ła przy frag­men­cie doty­czą­cym poety Fau­stu­na San­zy. Jest nazy­wa­ny w powie­ści “kolo­sem z Kon­ga”, choć wydał poemat epic­ki liczą­cy sie­dem­dzie­siąt dwie stro­ny i nie miał zbyt wie­lu czy­tel­ni­ków. San­za się tym nie przej­mo­wał, bo “uwa­żał, że wiersz mają­cy wię­cej niż stu dwu­dzie­stu odbior­ców jest podej­rza­ny”. Poczuł się wręcz spełniony 🙂

Przy oka­zji pre­zen­ta­cji poglą­dów poety czy­tel­nik otrzy­mu­je kil­ka słów o samym sobie:)

Tyraniczna abstrakcja zwana Czytelnikiem

San­za pew­ne­go dnia opu­bli­ko­wał „ostry szkic kry­tycz­ny. Wty­ka­jąc kij w mro­wi­sko. Wszy­scy dosta­li za swo­je: (…) dzien­ni­ka­rze i kry­ty­cy, któ­rzy już nie oce­nia­ją ksią­żek, tyl­ko je kata­lo­gu­ją, sank­cjo­nu­jąc opi­nię, że wszyst­kie książ­ki są sie­bie war­te, że subiek­tyw­ny gust jest jedy­nym kry­te­rium oce­ny i że nie ma złych ksią­żek, są tyl­ko książ­ki, któ­re nam nie przy­pa­dły do gustu; tak­że pisa­rze, któ­rzy pomi­ja­ją w swo­jej pra­cy dba­łość o język i kre­atyw­ność, zado­wa­la­jąc się two­rze­niem pła­skich kopii rze­czy­wi­sto­ści, co nie wyma­ga więk­sze­go wysił­ku od wszech­moc­nej i tyra­nicz­nej abs­trak­cji zwa­nej Czy­tel­ni­kiem; oraz masa odbior­ców, któ­rzy szu­ka­ją w książ­kach łatwej przy­jem­no­ści, roz­ryw­ki dostar­cza­nej przez pro­ste emo­cje, prze­la­nej w gład­kie, uprosz­czo­ne zda­nia – te, pisał San­za, rzad­ko zło­żo­ne z wię­cej niż dzie­wię­ciu słów, są zawsze for­mu­ło­wa­ne w cza­sie teraź­niej­szym i wyklu­cza­ją obec­ność zdań pod­rzęd­nych; rów­nież wydaw­cy, loka­je ryn­ku, zaję­ci raczej gene­ro­wa­niem i sprze­da­żą sfor­ma­to­wa­nych pro­duk­tów niż wspie­ra­niem dzieł wyjąt­ko­wych. Zarzu­ty nie­no­we, jed­nak Fau­stin San­za z talen­tem je odświe­żył. Rzecz jasna, nie został oszczę­dzo­ny; znie­wa­że­ni ripo­sto­wa­li bły­ska­wicz­nie i z werwą. Eli­ta­ry­sta! Bufon! Głu­piec! Esen­cja­li­sta! Zrzę­da! Dok­try­ner! Snob! For­ma­li­sta! Faszy­sta! Inte­li­gent! Kary­ka­tu­ra! Zazdro­śnik! Jajo­gło­wy! Hipo­kry­ta! Ale San­za inka­so­wał cio­sy tak dziel­nie, jak je wymierzał”.

najskrytsza pamiec ludzi

Moha­med Mbo­ugar Sarr, Naj­skryt­sza pamięć ludzi, przeł. Jacek Gisz­czak (kolej­ny raz po powie­ści Brat­nia dusza wiel­kie ukło­ny dla tłu­ma­cza), Wydaw­nic­two Cyran­ka (kolej­ny raz po powie­ści Brat­nia dusza wiel­kie ukło­ny dla wydaw­cy), War­sza­wa, 2022

10/10

***

EDIT: Moha­med Mbo­ugar Sarr był w Pol­sce na zapro­sze­nie Festi­wa­lu Con­ra­da. To było fan­ta­stycz­ne spo­tka­nie! Mówił m.in. o tym, że chciał­by, żeby z cza­sem przy­zna­nie nagro­dy lite­rac­kiej dla czar­ne­go pisa­rza nie było wiel­kim wyda­rze­niem, szo­kiem i sen­sa­cją nie­mal­że. Żeby Francja/Europa przy­zwy­cza­iły się do tego i żeby zosta­ło to znor­ma­li­zo­wa­ne, że czar­ny pisarz też może mieć wyjąt­ko­wy talent.

***

Wpis pozwo­li­łam sobie zilu­stro­wać zdję­cia­mi obra­zów z wysta­wy People of Colo­urs, któ­ra mia­ła miej­sce w ramach festi­wa­lu Afry­ka­me­ra 2022. Auto­rem obra­zów jest Orlan­do Laza­ro Orte­ga Zulu­eta @orlandolazaro86art 

Orlando Lazaro Ortega Zulueta
Orlando Lazaro Ortega Zulueta
Orlando Lazaro Ortega Zulueta

Podziel się:

Skoro nogi Cię tu przyniosły, to idź krok dalej i wesprzyj naszą pomoc Afryce :)

Facebook
Twitter
Wydrukuj
Soledad Romero Mariño, Raquel Martin, Afryka

Przebogaty biedny kontynent

Czy na 48 stro­nach książ­ki dla dzie­ci da się przed­sta­wić kon­ty­nent, skła­da­ją­cy się z 55 kra­jów? To prze­cież mniej niż stro­na na jeden kraj! 

Żeby mieć kogoś, kto by mnie szukał

Do pew­ne­go momen­tu wszyst­ko szło gład­ko, do pew­ne­go momen­tu Yeji­de z Nige­rii mogła być Mary czy Kasią z dowol­ne­go zachod­nie­go kra­ju. Stu­dia, wła­sny nie­wiel­ki biz­nes, pra­ca, dom wynaj­mo­wa­ny (i opła­ca­ny po poło­wie) z uko­cha­nym mężem. Wszyst­ko to runie, gdy mło­da mał­żon­ka nie będzie mogła zajść w ciążę.

konrad-piskala-sudan

To Bóg nalewa tu wodę

Piska­ła nie jest pro­ro­kiem, ale jest bystrym obser­wa­to­rem. Prze­wi­dział to, co (kil­ka lat po wyda­niu jego książ­ki) dzie­je się teraz w Suda­nie: “W Afry­ce woj­ny się nie koń­czą, one przy­ga­sa­ją, tlą się, aby nagle ogar­nąć pół kra­ju albo kraj sąsied­ni czy nawet tery­to­rium kil­ku państw. To dal­szy ciąg tej samej peł­za­ją­cej wojny”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *