Chigozie Obioma urodził się w nigeryjskim Akure. Jako jedyny z dwunastki rodzeństwa skończył studia. Mimo że dostał się na studia do Wielkiej Brytanii, odmówiono mu wizy. Mieszkał i studiował na Cyprze, w Turcji i w USA. Aktualnie wykłada na amerykańskim uniwersytecie, pisze nominowane do Bookera książki tłumaczone na 30 języków i publikuje m.in. w „New York Times”, a amerykański dwumiesięcznik polityczno-społeczny „Foreign Policy” umieścił go na liście 100 najważniejszych intelektualistów świata.
To bardzo głośne nazwisko, stawiane obok Chimamandy Ngozi Adichie, nazywane spadkobiercą genialnego Chinua Achebe.
Czytał wszystko, co znalazł
Chigozie Obioma czerpie garściami z afrykańskiego dzieciństwa, wierzeń, mitów, języka i przyrody, przekształca swoją tradycję, obraca ją w dłoniach i robi z niej literacką perełkę. Ale też jednocześnie to bardzo silnie osadzony w zachodniej literaturze pisarz, którego sprawność narracyjna była, wyraźnie to widać, szlifowana na amerykańskim uniwersytecie. Czuć w niej to samo rzemiosło, co u największych amerykańskich twórców, nagradzanych Pulitzerami. Czyli dla mnie osobiście: wielkie wow!
W jednym z wywiadów Obioma wspominał, że czytał wszystko, co znalazł w biblioteczce taty: m.in. greckie tragedie, Szekspira, Amosa Tutuola i Chinua Achebe.
„Rybacy” to powieść o dorastaniu czwórki braci w Nigerii lat ’90. W tle wisi dramatyczna przepowiednia lokalnego szaleńca, której siła jest przytłaczającym ciężarem i dla czwórki chłopców, i – symbolicznie, jako siła pewnej mitologii – dla ledwie wchodzącej w dorosłość Nigerii (niepodległej od Wielkiej Brytanii w 1960 r.).
Książka jest napisana brawurowo. Słuchajcie zresztą sami:
„Gromkie amen zamierało powoli, rozpływając się po ogromnym cmentarzu, którego językiem urzędowym jest cisza. Pastor dał znak grabarzom. Natychmiast się zerwali, ucinając wesołe pogawędki (…). Gdy grudy zaczęły spadać na trumnę, smutek znów wziął górę nad ciszą i cmentarz spłynął łzami, które sypały się ludziom z oczu jak male orzeszki ifoka z rozłupanych strąków”.
albo:
„Szarańcza była zwiastunem:
Spadała na Akure i prawie całą południową Nigerię z początkiem pory deszczowej. Uskrzydlone brązowe owady, przypominające małe muszki do łapania ryb, wyskakiwały z otworów w ziemie i zdążały hurmą w stronę światła, które przyciągało je niczym magnes. Mieszkańcy cieszyli się w tej szarańczej inwazji, deszcz bowiem leczył rany ziemi umęczonej bezlitosna torturą słońca z harmattanem, suchym północnym wiatrem z saharyjskiej części kraju.
Dzieci zapałały wtedy żarówki albo latarnie tuż przy miskach z wodą i strącały do nich owady, albo czekały, aż same zrzucą skrzydła i wtedy utoną. Zjadano pieczoną szarańczę, ciesząc się nadchodzącym deszczem, mimo że spadał na miasto – zazwyczaj w następny dzień po inwazji szarańczy – nawałnicą tak gwałtowaną, że zrywała dachy, porywała domy i topiła ludzi, zamieniając osiedla we wzburzone rzeki. Niszczycielska ulewa przekształcała szarańczę ze zwiastuna dobra w omen zła”.
Dla mnie to porażka
Mogę pisać tylko o Nigerii – mówi Chigozie Obioma, bo „Rybacy” to wielka powieść o dorastaniu, ale o dorastaniu w pewnym historycznym momencie Nigerii.
„Sołżenicyn mówił, że gdziekolwiek się znajdzie, słyszy tylko płacz swojej ojczyzny. Mam tak samo” – mówił Chigozie Obioma w jednym z wywiadów. Uważa swój kraj za kraj upadku (failed state). „Nigeria jest 12. producentem ropy na świecie, z siódmą co do wielkości populacją świata, i to jedną z najlepiej wykształconych, z wysokim wskaźnikiem wyższego wykształcenia. A gdy tam jedziesz, prąd działający przed 24 godziny nie jest niczym oczywistym. Dla mnie to porażka”.
Dużo w „Rybakach” jest najnowszej historii Nigerii. jedną z ważnych figur jest MKO Abiola, w którym chłopcy widzą ziszczenie swych nadziei dla kraju. Po jego wygranej 12 czerwca 1993 roku w wyborach prezydenckich, uprzedni prezydent-generał anuluje wybory i zaczyna się dramat.
Przeprowadzić na duszach błyskawiczną lobotomię
„Dzień 12 czerwca 1993 roku okazał się w historii Nigerii sądnym dniem. Przed każdą jego rocznicą miało się wrażenie, że północny wiatr nawiał do Akure brygadę niewidzialnych chirurgów uzbrojonych po zęby w noże, trepany, igły i magiczne środki znieczulające – by nocą, gdy wszyscy mieszkańcy śpią głębokim snem, przeprowadzić na ich duszach błyskawiczną lobotomię i ulotnić się przed świtem. I rano 12 czerwca ludzie budzili się już nasączeni niepokojem: ich serca kołatały lękiem, głowy mieli ciężkie od czarnych wspomnień, oczy mokre od łez, wargi pełne żarliwych modlitw. Wyglądali wszyscy jak rozmazane ołówkowe portrety w pogniecionym zeszycie dziecka, które nie doczekały się wymazania gumką”.
Chigozie Obioma, Rybacy, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2016
9/10