Od nigeryjskiego pisarza Chigozie Obioma, wykształconego i mieszkającego w USA, dostajemy książkę o uchodźstwie i miłości. Trudną, niejednoznaczną, bolesną i… świetnie napisaną.
Solomon zakochuje się w Ndali, ale jej rodzice są przeciwni ich związkowi. Ona jest bogata i wykształcona, on jest biednym hodowcą kur, sierotą. Chłopak postanawia sprzedać wszystko, co posiada i wyjechać na studia na Cypr, by zdobyć ukochaną.
Wtedy sprawy się komplikują. Bardzo nawet. „Spotkał go taki sam los. Byli maluczkimi tego świata i nie mieli innego wyjścia, jak tylko przyłączyć się do tej powszechnej orkiestry, w której pozostaje jedynie płakać i zawodzić”.
Błaga czas, żeby płynął szybciej
Obioma potrafi pięknie pisać o miłości: „Chciał stać się dla niej najważniejszy, obejść granice jej życia i wszystkie je pozamykać”.
Albo tak pisze o czekaniu na ukochaną:
„Ponieważ nie mógł sprawić, aby ten dzień nadszedł szybciej ani też żeby nigdy nie nadszedł, czekał na niego z niepokojem. Czas nie jest żywą istotą, która słucha próśb czy się spóźnia”.
„Oczekiwanie jest jednym z najdziwniejszych nawyków ludzi. To kropla złej krwi w żyle czasu. Zatruwa wszystko i sprawia, że człowiek nie może nic zrobić, tylko błaga czas, żeby płynął szybciej. To, co ma się wydarzyć w danym momencie, czy to naturalnym biegiem losu, za sprawą ludzkiej interwencji, zaczyna dominować w jego głowie. Tak przysłania mu teraźniejszość, że człowiek przestaje ją widzieć. Dlatego właśnie pradawni ojcowie powiadają, że dziecko, kiedy gotują dla niego jedzenie, nie odrywa oczu od paleniska”.
Kosmologia ludu Igbo
Powieść ma charakterystyczną konstrukcję: o losach głównego bohatera opowiada jego chi. Czyli duch w kosmologii ludu Igbo. Jak mówi wielki Chinua Achebe: „Generalnie możemy wyobrazić sobie chi jakiejś osoby jako jej inną postać w świecie niematerialnym – ducha dopełniającego ziemską istotę ludzką: bo nic nie może być samo, zawsze występuje przy nim coś jeszcze”.
Poza specyficzną narracją, książka jest wypełniona duchowością ludu Igbo. Obioma posługuje się przysłowiami i mądrościami swego ludu, opisując strach i bezsilność towarzyszącą uchodźcy na Cyprze:
„Wielcy ojcowie często mówią, że ropucha z woda w pysku nie połknie nawet mrówki. Stosuje się do człowieka, którego umysł jest tak pochłonięty czymś, co zagraża jego spokojowi, że nie może myśleć o niczym innym (…) Gdy tak siedział, strach w jego głowie stał się jak szczur: buszował w niej do woli wgryzając się we wszystko”.
Nie stworzyłeś ludzkiego serca, aby żywiło nienawiść
Jest to też wreszcie książka o kruchej sile przebaczenia. O tym, że długi i bolesny jest to proces i ile razy człowiek musi sam sobie przebaczyć, że nie umie przebaczyć 🙂
Ale jak „wielkoduszni ojcowie często mówią, ktoś, kto prowadzi rejestr krzywd doznanych od krewniaków, w końcu zostanie sam. Wiedzą bowiem, że nie stworzyłeś ludzkiego serca, aby żywiło nienawiść”.
Mimo że książka znalazła się w finale Nagrody Bookera, zdecydowanie wolę wcześniejszych Rybaków. Płynniej mi się czytało, bardziej czułam żywiołowość nigeryjskiego dzieciństwa.
Chigozie Obioma, Orkiestra bezbronnych, Albatros, Warszawa, 2020
7/10