„Pułkownik poprawił czerwony beret, uderzył się po lampasach ozdobną trzcinową pałeczką. Postąpił kilka kroków.
– Kto z państwa popełnił ludobójstwo? – zawołał.
Cisza.
– A kto jest niewinny?
– Ja! Ja! – Więźniowie wystawiali ręce na zewnątrz, zza krat machali czapkami. Krzyki nie ustawały. - Ja, ja!
– Proszę… - komendant zwrócił się do członków komisji. - I jak w takich warunkach pracować?”.
To fragment opowiadania “Kto z państwa popełnił ludobójstwo?”, które było inspiracją dla wybitnego filmu “Ptaki śpiewają w Kigali” (reż. Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze, 2017).
Ten tomik Wojciecha Albińskiego rozpoczyna tekst “Śmierć plantatora”. Bo całość jest wybitnie zjadliwa względem białych w Afryce: plantatorów, biznesmenów, potomków kolonizatorów:
“Jej wymagania szybko rosły. Przede wszystkim była wyczulona na charakter miejsca. Chciała, aby rosły tam stare drzewa. W przeciwnym razie dzielnica mogła wyglądać na noveau riche albo gorzej, na zbudowaną wczoraj. Zastrzegła, żeby w pobliżu nie było murzyńskich sklepików, postoju taksówek, punktów sprzedaży jedzenia na wynos. Z tych ludzkich czynności bierze się hałas i tłuste papiery”.
Znużone twarze potentatów
Albo taki fragment o luksusowej trybunie na meczu polo:
“Właściciele banków i kopalń siedzieli w dwóch pierwszy rzędach. Wokół nich tłoczyli się młodzi, prosto z najlepszych szkół. Publiczność obserwowała znużone twarze potentatów. (…) Jednak prym wiodły stare pieniądze. Kilka rodzin, które nie muszą już o nic dbać. Mężczyźni w zmiętych marynarkach i wypłowiałych koszulach, spodnie rury. Kobiety po operacjach plastycznych. Nie uśmiechały się, aby nie pękła im skóra na czole, kapelusze ocieniały nieruchome twarze. (…) Nie wiązały im rąk teorie, nie grzęźli w pozwoleniach i papierach. (…) Dwa rzędy dalej siedział inny potentat. Nie ruszał się bez swojego wspólnika Thabalala. Piętnaście lat temu odstąpił mu część akcji i dziś, kiedy firmy biją się o czarnych dyrektorów, on już swojego miał, wyhołubił go sobie od maleńkości”.
Mistrz puent, który ich nie lubi
Zbiory afrykańskich opowiadań Albińskiego to zwięzłe, bystre obserwacje. Piękne historie, potoczysty język, subtelny humor. Albińskiego wyróżnia też wyjątkowe wyczucie puenty, przez co wiele rozdziałów w książce czyta się jak zmyślne, samodzielne anegdoty (choć – jak sam pisał – nie lubił puent ani… stawiania kropek).
Świetna opowieść o niezależnym ekspercie teologii, który przyjeżdża do Pretorii, by rozstrzygnąć, czy ideologia oskarżonych jest zbrodnicza czy nie. Profesor, duchowny, awiator z Fryburga – czyżby chodziło o ojca Józefa Marię Bocheńskiego?
Rok później w tym samym (!) wydawnictwie ukazały się te same opowiadania, opatrzone tytułem „Lidia z Kamerunu”. Tomik został wzbogacony o dwa nowe teksty, ale – mimo ogromnej miłości do Albińskiego – uważam takie praktyki za nie fair. Człowiek kupuje nową książkę, w której nowego jest niewiele.
Wojciech Albiński, Antylopa szuka myśliwego, Wyd. Twój Styl, Warszawa 2006
7/10