Przepiękna, mądra książka ponadprzeciętnie inteligentnej kobiety, świadomej i odważnej. Która samotnie żyjąc w Afryce sprzed stu lat, walczy o przetrwanie swojej farmy, poluje, lata samolotem, pije, pali, gotuje, wydaje przyjęcia, kocha. Gdy lwy terroryzują okolicę i nawet mężczyźni boją się z nimi zmierzyć, Karen mówi: „Chodźmy, zaryzykujemy niepotrzebnie życie. Bo jeżeli życie ma jakąś wartość, to polega ona na tym, iż jej nie ma. Frei lebt wer sterben kann. Wolny żyje ten, kto umie umrzeć”.
Czerpie z życia pełną piersią: „Za każdym razem, gdy wznosiłam się w górę samolotem i patrząc w dół zdawałam sobie sprawę z oderwania od ziemi, miałam uczucie takie, jak po dokonaniu wielkiego, nowego odkrycia. A więc to tak – myślałam. – O to chodziło. Teraz rozumiem wszystko”.
Głębokie portrety i barwne historie ludu Kikujusów, z którymi Karen Blixen spędziła w Afryce 20 lat, nie mają sobie równych w literaturze.
To nie jest tak, że miłości przedstawionej w filmie Sydney’a Pollacka w książce nie ma. Jest, ale przedstawiona inaczej, dyskretniej, drugoplanowo. Bo o czym, jak nie o miłości świadczą słowa Karen, która z wielkim poświęceniem pochowała Denisa w ukochanym miejscu w górach, mimo że ten na niedługo przed tragiczną śmiercią odszedł do innej? „Gdy już opuściłam Afrykę, Gustav Mohr napisał mi o dziwnym zdarzeniu, które zaszło na grobie Denysa. Nigdy nie słyszałam o czymś podobnym. »Masajowie – pisał – donieśli komisarzowi okręgu Ngong, że wiele razy o wschodzie i zachodzie słońca widywali lwy na grobie Finch-Hattona w górach. Przychodziły tam lew i lwica, stawały przy grobie lub kładły się na nim, długo tam pozostając«”.
Karen Blixen, Pożegnanie z Afryką, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019
9/10
Inna opowieść o romansie Karen i Denysa jest opisana w biografii Beryl Markham.
O zupełnie innym kolonializmie w Kenii natomiast przeczytacie we wstrząsającej książce, nagrodzonej Pulitzerem, tutaj.