„Oto, jak Vivek przyszedł na świat – po śmierci i wśród rozpaczy. Widzicie, to go naznaczyło, ścięło go niczym drzewo. Został sprowadzony do domu pełnego paraliżującego żalu. Całe jego życie było naznaczone żałobą”. Smutna to powieść o współczesnej Nigerii, naznaczona śmiercią od tytułu i pierwszego zdania. Ale i powieść wybitna.
Pierwsze zdanie, osamotnione na pierwszej niemal pustej stronie, brzmi: „Tego dnia, kiedy umarł Vivek Oji, spalili targ”. Niewielka rozmiarami powieść, jest natomiast ambitna przez swoją konstrukcję. Już w pierwszym zdaniu wiemy, że główny bohater zginie. Odsłonięcie zakończenia wymaga piekielnie zdolnego autora, który mimo to potrafi utrzymać uwagę czytelnika.
Brakowało mi ust, żeby to ująć w słowa
Akwaeke Emezi jest osobą niebinarną. Urodzili się w Nigerii, w wieku lat 16 wyjechali do Stanów, gdzie studiowali na Uniwersytecie Nowy Jork i gdzie piszą oraz tworzą. Byli nominowani do wielu nagród literackich, wiele nagród zdobyli. Ich pisarstwo jest naznaczone własnym doświadczeniem. Główny bohater powieści mówi: „Nie jestem tym, za kogo wszyscy mnie mają. Nigdy tak nie było. Brakowało mi ust, żeby to ująć w słowa”.
Ich powieść jest jednak głęboko osadzona w Nigerii, kraju, w którym homoseksualizm jest karalny – do 14 lat więzienia. Karą więzienia można zostać ukaranym, gdy jako mężczyzna nosi się strój kobiecy. Osoby nieheteronormatywne padają ofiarami przemocy. Ta przemoc pojawia się w książce: „To niebezpieczne, żeby chodził po Ngwa, wyglądając tak… kobieco [długie włosy u mężczyzny]. (…) Vivek nie mógł skończyć jak te zlinczowane zwłoki na skrzyżowaniu, osmalone ogniem i zesztywniałe, z szerokimi ranami po maczetach, ziejącymi starym czerwonym ciałem”.
Ciężar mnie odnalazł
Równie dramatycznie opisana jest wewnętrzna sytuacja osoby homoseksualnej w Nigerii. Vivek mówi tak: „Przez całe życie czułem się ciężki.
Zawsze myślałem, że śmierć będzie ze wszystkiego najcięższa, ale nie była, naprawdę nie była. Życie przypominało bycie ciągniętym w kółko przez beton, mokry, zastygający beton. Jako dziecko byłem lekki. (…) Ale potem urosłem i beton zaczął na mnie zasychać, aż w końcu zmieniłem się w nierówny kloc, który kruszył się i szorował o twarde podłoże, gubiąc boleśnie odrywane odłamki.
Chciałem pozostać pusty, móc w spokoju siedzieć na gałęzi jak ten orzeł z przysłowia, z kośćmi wypełnionymi powietrzem, ale ciężar mnie odnalazł i nic nie mogłem na to poradzić”.
Powieść jest napisane soczystym językiem, takim, jaki uwielbiam w literaturze nigeryjskiej. Przypomina mi się mistrz Chinua Achebe czy pisarze młodego pokolenia: Chimamanda Ngozi Adichie czy Chigozie Obioma.
Słowa tu są tak żywe, jak tamtejsza nieokiełznana przyroda, rozbuchana natura. To pisanie jest obfite i bujne – jak nigeryjski krajobraz. Posłuchajcie np. tego zdania: „Panika krzyczała we mnie jak sęp, próbowała się wyrwać, szaleńczo dziobała i trzepotała”.
Akwaeke Emezi, Śmierć Viveka Ojiego, tł. Rafał Lisowski, Filtry, Warszawa, 2022
8/10