„Moje dzieciństwo było pełne szczęśliwych przygód, tak samo jak wasze. Wy zapewne mieliście rowery, a później pierwsze samochody, a ja wielbłąda o imieniu Kelgi, którego bardzo kochałem. (…) Polubiłem filmy. Pierwszy, który zobaczyłem, był z Clintem Eastwoodem. Podczas sceny strzelaniny uciekałem na ulicę, bo wydawało mi się, że z ekranu posypią się kule. Śmiejąc się, kuzyni dogonili mnie i załapali”. Daoud urodził się w Sudanie, gdzie miał szczęśliwą rodzinę i w miarę normalne życie. Jednak przyszła wojna. „Większość chłopaków, z którymi dorastałem, zginęła lub walczyła w oddziałach ruchu oporu”.
„W Darfurze wiele widziałem i nasłuchałem się o wielu rzeczach, które złamały mi serce” – po doświadczeniu wojny i przeżyciu ataków, bombardowań czy więzienia Daoud postanawia poświęcić się pracy jako tłumacz dla zagranicznych reporterów, którzy dramat Darfuru opowiedzą światu. Jeździ z nimi, tłumaczy, organizuje im pracę, unika walk i zasadzek (nie zawsze się to udaje i część książki to materiał na film sensacyjny). Jako tłumacz komisji ds. ludobójstwa tłumaczył zeznania 1134 osób. Pisze: „Ciekawe, na ile sposobów można krzywdzić i zabijać ludzi (…) O tych odmianach śmierci i cierpienia nie da się mówić, a jednak to wszystko wypowiedziano (…) Dopadła mnie bezsenność, ich opowieści kłębiły się po nocach w mojej głowie”.
Kilka historii z tej książki naprawdę łamie serce
Wielkie brawa dla dwójki reporterów, którzy spisali opowieść Daouda – Dennisa Michaela Burke’a i Megan M. McKennie za oszczędną, przezroczystą prozę. Za proste zdania, bez ozdobników, bez fajerwerków artystycznych, których celem jest jedynie służyć przekazaniu historii. Ambicje i ego odsunęli w cień, by swoje umiejętności i warsztat oddać w służbie opowieści o ludzkich tragediach. I brawa dla Hanny Jankowskiej za piękne, czyste tłumaczenie.
Posłuchajcie tej prozy, co brzmi jak poezja. Posłuchajcie tej opowieści o horrorze, która uwodzi pięknem zdań. Tak Daoud opisuje atak na rodzinną wioskę: „Nie widziałem, gdzie trafiają kule, ale oszołomione i niespokojne ptaszki sfrunęły z drzew, przysiadły mi na ramieniu, po czym schowały się w fałdach mojej galabii i szala. Potem jednak zobaczyłem, jak spadają ze mnie martwe, bo serduszka pękły im od hałasu. (…) Teraz zostały popioły i groby. To była taka ładna wieś”.
Nadzieją Afryki są kobiety
Daoud poświęca swą książkę mamie. Tak jak w „Królowych Mogadiszu” Pawła Smoleńskiego – nadzieją Afryki są kobiety: „Dedykuje tę książkę mojej Matce, która jako młoda kobieta przez cały dzień. Całą noc i całe rano broniła naszego bydła i owiec przed stadem atakujących lwów, odstraszając je wyłącznie siłą swego głosu i waleniem w dwa kije”.
Daoud Hari, Tłumacz z Darfuru, Czarne, Wołowiec 2018
9/10