Powstające w XIX w. muzea etnograficzne, gromadzące sztukę Afryki i Oceanii, miały być dla niej ratunkiem. Rzeczywistość była inna: powstawały w wyniku rabunku, a służyły szerzeniu się kolonializmów, stereotypów i niesprawiedliwości.
Ostatnie dziesięciolecia XIX w. na terenie Niemiec (Drezno, Berlin, Zwickau, Hamburg) w wyniku galopującego kolonializmu cesarstwa powstawały muzea etnograficzne, w którym gromadzono dziesiątki tysięcy artefaktów z podbitych krajów. Ich celem było chronić „prymitywne kultury”, tymczasem rabowano co się dało: czy to bogactwa naturalne czy sztukę ludową. Tysiące portretowych zdjęć czy filmów, sporządzanych przez ówczesnych fotografów, też było samowolą: nikt nie pytał tych ludzi, czy chcą być sfilmowani. Ogromna większość obrazów była inscenizowana: nie miały ukazywać ludzi z krwi i kości tylko wyobrażenia białych, ich „tęsknotę za rajem”. Artystów interesowała estetyka, wygląd, nie ludzkie przeżycia. Zawłaszczali ludzi, chcąc zarobić na egzotyce, jak wielbiony przez nich Paul Gauguin.
Portrety nie są podpisywane imieniem i nazwiskiem, jak miało to miejsce w przypadku portretowanych Europejczyków, lecz podpisy pod portretami brzmią: dziecko, kobieta… Autorom chodziło w modelu o typ, rasę, nie o człowieka.
Nasze egzotyczne zdjęcia
Dlaczego o tym trzeba wciąż pisać? Bo pewne rzeczy się nie zmieniły: zalewają nas egzotyczne zdjęcia, na których ludzie z Afryki (i innych miejsc świata) portretowani są jedynie jako element dalekiego krajobrazu. Nie wiemy, jak mają na imię, kim są, jaki ich jest zawód, czyimi są dziećmi, czy mają swoje dzieci – nie wiemy nic. Są ornamentem.
Ciekawy dokument na arte.tv pt. „Ekspresjonizm i kolonializm” śledzi początki muzeów etnograficznych oraz powstałą w nich fascynację (wielkich!) niemieckich ekspresjonistów ludowością Afryki i Oceanii. Warto podkreślić, że już wtedy, w ich oczach, znikającą i niszczejącą…
Emil Nolde (potem członek partii nazistowskiej, antysemita i zwolennik Hitlera – któremu zresztą nie przeszkadzało w 1937 w Monachium włączyć malarza w szeregi artystów „zdegenerowanych”) maluje maski afrykańskie w berlińskim muzeum w 191 r. Potem wybiera się żoną w podróż do Azji i Oceanii, gdzie i on, i ona zachowują się po prostu jak.… ludzie swej epoki. Są „cywilizowani” (versus prymitywni autochtoni), pełni wyższości i stereotypów.
Ludzkie ZOO
Ernst Ludwig Kircher kontynuuje tradycję ludzkiego ZOO popularnego wówczas w Niemczech. Polegało to na tym, że w ogrodach zoologicznych ustawiano niby-wioski afrykańskie, do których zwożono ludzi z Afryki, by w inscenizacjach przedstawiali swoje zajęcia i codzienność. I… umierali wskutek nieznanych im chorób i klimatu. Instytucje te czerpały krociowe zyski z dziesiątek tysięcy odwiedzających.
Kirchner w Dreźnie zainteresował się tym i z takich inspiracji we własnej pracowni stworzył namiot etnograficzny, do którego zapraszał czarnoskórych modeli (portretując ich jak opisałam powyżej: anonimowych i wykorzystanych jedynie jako typ).
Nie chodzi mi o to, by kopać leżącego – po raz tysięczny potępiać kolonialny rasizm. Chodzi o to, by w naszych zdjęciach, w naszych podróżach, starać się nie powielać wrytych nam w głowy, i w naszą kulturę, wzorców.
Ekspresjonizm i kolonializm, reż. Wilfried Hauke, Niemcy, 2021
arte.tv, dokument, 53 min.
7/10