Reżyser dokumentu o uchodźcach z Afryki wspomina, jak jako chłopiec odmawiał modlitwę: „i chleba powszedniego daj nam dzisiaj”. Zastanawiał się wówczas, komu to znaczy “nam”? Kim jest to “my”? Włączał w to pojęcie swoją rodzinę, sąsiadów, kolegów, potem włączał ludzi z Afryki, którzy nie mieli co jeść. I bywało tak, że kończące modlitwę słowo “Amen” wypowiadał dopiero po południu.
Teraz reżyser przygląda się temu, jak funkcjonuje proces imigracyjny. Jest z kamerą na morzu i filmuje, jak włoski okręt marynarki wojennej na wybrzeżu Libii zabiera na pokład 1 800 ludzi. Potem nagrywa w nielegalnych obozach na południu Włoch, opanowanych przez mafię. Rozmawia z uchodźcami, urzędnikami i pracownikami pomocy społecznej.
Skrzynki z owocami wyzysku
Stara się zrozumieć. Ale im głębiej wchodzi w temat, tym bardziej obnaża się patologia systemu. Reżyser widzi, że ratunkiem dla ludzi jest nielegalna praca, w tym dla kobiet – prostytucja. Włoscy szemrani biznesmeni przy zbiorach pomidorów wysługują się imigrantami z Afryki, którym płacą 30 euro za dzień. Z czego połowę bierze mafia; a z tego, co zostanie, pracownicy muszą coś wysłać krewnym do Afryki: “Produkcja pomidorów opiera się na zniewoleniu Afrykanów. Oni zbierają pomidory, są źle opłacani, nie mają żadnych praw. Firmy rolnicze dostają dotacje z Unii Europejskiej. Pomidory sprzedaje się na północy Europy i w Afryce. Skrzynki z owocami wyzysku wracają do Afryki. Ludzie w Afryce mogliby sami uprawiać i przetwarzać pomidory, a kupują je za pieniądze, które ślą im krewni z Włoch. Perfekcyjny system, perfekcyjnie kryminalny”.
Ważna dla mnie była scena z rozmowy Markusa Imhoofa z odpowiadającym za problem migracji premierem kantonu berneńskiego w Szwajcarii. Opowiadał on o swoich rodzinnych stronach: “W gminie Rutschelen w Szwajcarii w pokoju radcy widnieje fresk ze sceną z pierwszej połowy XIX wieku. Rada gminy postanowiła wtedy, że 50 mieszkańców ma opuścić domy i wyemigrować, np. do Ameryki. Mieszkańców pożegnano na granicy gminy, wciskając każdemu banknot 50-frankowy. Tę scenę pokazuje fresk – mówi urzędnik. I dodaje: – Uproszczeniem jest rozróżnienie: to są uchodźcy, a to są emigranci ekonomiczni. Ci z Rutschelen to byli emigranci ekonomiczni. Nie mieli perspektyw i głodowali. Zmuszono ich do odejścia, żeby inni mogli przeżyć. Taka była rzeczywistość, także w Europie”.
Film jest wyjątkowo wzruszający, gdyż reżyser robi obszerne wtręty do swego dzieciństwa w czasie II wojny światowej. Jego szwajcarska rodzina przyjęła wtedy do domu Giovannę – nastoletnią uchodźczynię z Włoch. Makrus Imhoof wspomina bliską mu dziewczynę, pokazuje zdjęcia z rodzinnego archiwum i opowiada np. o tym, że było wówczas ciężko z jedzeniem. Reżyser dokumentu wspomina, jak jako chłopiec odmawiał modlitwę: „i chleba powszedniego daj nam dzisiaj”. Zastanawiał się wówczas, komu to znaczy “nam”? Kim jest to “my”? Włączał w to pojęcie swoją rodzinę, sąsiadów, kolegów, potem włączał ludzi z Afryki, którzy nie mieli co jeść. I bywało tak, że kończące modlitwę słowo “Amen” wypowiadał dopiero po południu.
Mądry i osobisty, szczery dokument. Bardzo warto!
Eldorado, reż. Markus Imhoof
Niemcy, Szwajcaria, 2018, dokumentalny, 1 godz. 30 min.
8/10
za darmo obejrzysz na ninateka.pl