Oglądnijcie podwójne wesele w małej wsi w zachodniej Tanzanii. Dwie pary, obie młode duchem – chociaż jeden ślub brała para 71-latków 🙂 Niepiśmienna panna młoda (duchem) podpisała akt ślubu odciskiem kciuka. A potem poszła w tańce…
Dwie pary i ich goście siedzieli pod baldachimem, zrobionym ze starych jutowych worków.
Prezentem ślubnym był worek proszku do prania (całkiem spory).
Przyjęcie weselne zostało ograniczone do kilku osób najbliższej rodziny, a reszta gości wiedziała, że musi przyjść najedzona. Tutaj ludzi nie stać na organizację jedzenia dla kilkudziesięciu weselników. Niektórzy pierwszy raz w życiu mocny alkohol, którym częstowali goście z Polski, i nie bardzo wiedzieli, jak go pić 🙂 Wódka jest za droga dla przeciętnego mieszkańca Kiabakari. Nikt tu nie pali - bo nikogo na to nie stać. Z alkoholi pije się słabiutki piwo domowej produkcji.
Przyjęcie dla kilku gości odbywało się w domu, o powierzchni około 30 metrów kw., w jakich zwykle tu mieszkają 5-6-osobowej rodziny. W środku jest ława i kilka krzeseł z plastiku, typu nasze fotele ogrodowe. I poza tym w domach nie ma nic: szaf, łóżek, kuchni (gotuje się na kamieniach na zewnątrz), ubrań, dywanów, firanek, żadnych ozdób. Żadnych sprzętów, bez których nam się wydaje, że nie da się żyć. Wchodząc do kolejnych domów Tanzańczyków człowiek uświadamia sobie, jak dużo posiada rzeczy i że bez zdecydowanej większości z nich da się żyć. Bez frytkownicy, łyżki do makaronu, deski pod pizzę, wyciskarki, sokowirówki, maszyny do chleba, salaterek, misek, osobnych noży do wszystkiego i dziesiątek przydasiów, które kupujemy wskutek kulturowych przykazów. I reklamowych.
Tłuszcz i rytmy
W domu rodziców państwa młodych wisiała jedyna ozdoba, jaką widziałam w czasie całego pobytu: zafoliowane zdjęcie syna w stroju absolwenta.
Największym rarytasem przyjęcia był tłuszcz z rosołu (coś, co dzisiaj większość z nas wyrzuca, bo za tłuste), zlany do miseczki, który nabierało się palcami na kulki – kluski z kassawy.
A potem zaczęły się tańce. Żywiołowe, wręcz frenetyczne, bez muzyki – jedynie przy rytmie bębna.
Pooglądajcie sobie afrykańskie królowe w trakcie weselicha:
To się nazywa umieć się bawić 🙂
Zdjęcia autorki