Na początku nie było nic. Nic poza gruzem i kupą kamieni. Po dwóch latach jest spora ferma, dorodne jabłka i śliczne świniaczki:)
W Mahitsy na Madagaskarze wszystko zaczęło się w 2018 r. To miejscowość niedaleko stolicy, w której żyją tysiące dzieci ulicy.
W Antananarywie na ulicy żyją nawet 3- czy 4‑letnie dzieci. Żyją, śpią, dorastają dosłownie na ulicy – w zaułkach, po kątach, sypiając na kartonach i starych szmatach. Część śpi w tunelach, ciągnących się kilometrami pod miastem — gdzie od brudu aż śmierdzi, a woda leje się po ścianach.
Wałęsają się bez nadziei i celu, gromadząc się w nawet 50-osobowe grupy czy wręcz gangi. Żebrzą, snując się między samochodami. Niektóre kradną. Niektóre są uwikłane w handel narkotykami. Część wpada w prostytucję, część jest porzuconymi dziećmi prostytutek. Padają ofiarą pedofilii. Dla części z nich powstał dom.
Potem powstał też pomysł, by zapuszczone gospodarstwo w Mahitsy przystosować na fermę edukacyjną dla dzieci i młodzieży.
Idea była, by część z dzieci ulicy mogło opuścić stolicę, by znalazły też miejsce, gdzie można nauczyć się czegoś przydatnego.
Budynki gospodarstwa były w ruinie.
Ziemia latami nie poznała łopaty. Wszędzie rosły krzaki i było dużo kamieni.
No i nie było wody…
Ale zaczęła się praca.
Nasza fundacja ufundowała pierwszą studnię głębinową.
Młodzież z centrum zaczęła karczować pole i łupać kamienie, które posłużyły też potem pod budowę muru i budynków.
Aktualnie powstają budynki: chlewy, kurniki.
Są już też pierwsi mieszkańcy hodowli.
Nieużytki zaczynają przypominać już pola uprawne.
Są już pierwsze warzywa i owoce, które trafiają do dzieci w „naszym” centrum dzieci ulicy w stolicy Madagaskaru, Antananarywie.