Szukaj
Close this search box.
Blog Afrykański Kawałek Afryki

Szczęśliwy sezon

18 marca 2021

„W tym sezo­nie rze­zi wsta­wa­li­śmy wcze­śniej niż zwy­kle, by najeść się mię­sa do syta, i oko­ło dzie­wią­tej, dzie­sią­tej rano szli­śmy na boisko. Dowód­cy kar­ci­li spóź­nial­skich i rusza­li­śmy do ata­ku. Zasa­dą numer jeden było zabi­ja­nie. Zasa­dy numer dwa nie było. To było orga­ni­za­cja bez zbęd­nych komplikacji”.

Rwan­da 1994.

„Przy tej robo­cie czu­li­śmy, że żyje­my. Nie bali­śmy się, że wyczer­pią nas goni­twy na bagnach, a jeśli komuś w tej robo­cie dopi­sy­wa­ło szczę­ście, był napraw­dę rado­sny. Porzu­ci­li­śmy zasie­wy, moty­ki i całą resz­tę. Nie roz­ma­wia­li­śmy już z sobą o upra­wach. Tro­ski nas opuściły”.

„Czas wyjąt­ko­wo nam sprzy­jał, bo korzy­sta­li­śmy z wszyst­kie­go, cze­go wcze­śniej nam bra­ko­wa­ło. Pri­mus każ­de­go dnia, kro­wie mię­so, rowe­ry, odbior­ni­ki radio­we, bla­chy, okna, wszyst­ko. Mówi­ło się, że to szczę­śli­wy sezon i dru­gie­go takie­go nie będzie”. 

10 winnych ludzi

Zde­cy­do­wa­nie czę­ściej z zabój­ców wycho­dzi wiel­kie nic. Ude­rza­ją­cy brak: uczuć, empa­tii, żalu, wyrzu­tów sumie­nia. Dru­ga książ­ka „try­lo­gii rwan­dyj­skiej” Jeana Hatz­fel­da to zapis roz­mów, prze­pro­wa­dzo­nych z dzie­się­cio­ma spraw­ca­mi ludo­bój­stwa roku 1994. Fran­cu­ski repor­ter wojen­ny wysłu­chu­je ich, gdy odby­wa­ją wyro­ki w wię­zie­niu w Rilimie.

sezon_maczet_jean_hatzfeld

Słu­cha, jak bez­dusz­nie rela­cjo­nu­ją, kła­mią, jak się uspra­wie­dli­wia­ją, jak wybie­la­ją. Zada­je im trud­ne pytania: 

  • o pierw­sze zabój­stwo („To było męczą­ce i bar­dzo zaj­mu­ją­ce, jak jakaś nie­spo­dzie­wa­na roz­ryw­ka. Nawet nie liczy­łem. Ani w trak­cie, ani potem. (…) Tego pana zabi­te­go na pla­cu tar­go­wym zapa­mię­ta­łem dokład­nie, bo był pierw­szy. (…) Ich śla­dy zatar­ły się w mojej pamię­ci. Nie trak­to­wa­łem ich poważ­nie; przy oka­zji tych mor­derstw nie dostrze­głem nawet tego cze­goś, co mia­ło zmie­nić mnie w zabój­cę”.
  • a co z Bogiem? („Ze zło­ścią wypa­dli­śmy za drzwi kościo­ła. Zosta­wi­li­śmy Pana i nasze modli­twy w środ­ku, by szyb­kim kro­kiem powró­cić do domów. Zmie­ni­li­śmy nasze odświęt­ne ubra­nia na robo­cze, chwy­ci­li­śmy macze­ty i pał­ki. Od razu poszli­śmy ich zabi­jać”. „Tak napraw­dę myśle­li­śmy, że może­my już dać sobie radę bez Boga. Dowód – zabi­ja­li­śmy nawet w nie­dzie­lę, wca­le tego nie zauwa­ża­jąc. To wszystko”.

Drwiliśmy z łaski

Repor­ter wysłu­chu­je też poja­wia­ją­cych się wyrzu­tów sumie­nia. Potra­fi zdo­być się na jakiś rodzaj empa­tii czy zro­zu­mie­nia i dostrzec cier­pie­nie tak­że w spraw­cy mor­dów. Tych frag­men­tów nie umiem przy­to­czyć. Nie umiem ich tu wpi­sać na koniec, niczym roz­grze­sze­nia. Lub pocie­sze­nia dla czy­tel­ni­ka, dając mu skru­chę katów jako okruch spra­wie­dli­wo­ści. Hatz­feld też tego nie robi, nie zosta­wia tych wypo­wie­dzi na koniec. Wręcz prze­ciw­nie: koń­czy książ­kę, przy­ta­cza­jąc wypo­wiedź zabój­cy o tym, jak „drwi­li­śmy z łaski, o któ­rą pro­si­li ska­za­ni”. Może Hatz­feld pyta czy­tel­ni­ka: sko­ro tak, to łaski dla zabój­ców też nie będzie?

Ja nie przy­to­czę wyrzu­tów sumie­nia i żali, ale w książ­ce one są, nawet poświę­co­no im osob­ny roz­dział. Może­cie się­gnąć po nie. I po cały ten genial­ny lite­rac­ko repor­taż o mor­der­cach.

Jean Hatzfeld, Sezon maczet, Czarne, Wołowiec, 2012

10/10

Podziel się:

Skoro nogi Cię tu przyniosły, to idź krok dalej i wesprzyj naszą pomoc Afryce :)

Facebook
Twitter
Wydrukuj
hisham matar powrot

Poezja i propaganda

„Dni zabu­rza­ły mi noce. Prze­wra­ca­łem się na łóż­ku. Czę­sto godzi­na­mi nie mogłem zasnąć. Z ciem­no­ści wyła­nia­ła się praw­da” – pisze nagro­dzo­ny Pulit­ze­rem syn libij­skie­go dysy­den­ta, któ­ry przez ćwierć wie­ku szu­kał jakich­kol­wiek wie­ści o uwię­zio­nym przez reżim Kad­da­fie­go ojcu. 

konrad piskala reportaz trzymaj sie z dala kochanie

O śpiewającym drzewie

Książ­ka o miło­ści, któ­ra nie prze­zwy­cię­ży wszyst­kie­go. Nie prze­zwy­cię­ży wiel­kiej poli­ty­ki, bru­tal­nych reżi­mów czy wie­lo­wie­ko­wych przy­zwy­cza­jeń. „Miłość jest ofia­rą tyra­nii” - w pew­nym momen­cie krzy­czy w roz­pa­czy repor­ter. Czy uda mu się w swej podró­ży przez Afry­kę Wschod­nią zna­leźć inne obli­cze tego uczucia?

dipo-faloyin-afryka-to-nie-panstwo

Afryka to nie państwo

To książ­ka powsta­ła z wku­rze­nia: „Zbyt dłu­go Afry­ka była uwa­ża­na za syno­nim bie­dy, kon­flik­tów, korup­cji, wojen domo­wych i wiel­kich prze­strze­ni jało­wej czer­wo­nej zie­mi, gdzie ple­ni się jedy­nie nędza”. I jest to słusz­ny gniew. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *