Szacuje się, że „wody Nilu potrzebują trzech miesięcy, żeby pokonać trasę od jeziora [Wiktorii] do morza. Hiszpański reporter powtarza tę trasę, podróżując w dół Nilu od jego początków.
„Ta historia rozpoczyna się od trzystu zabitych i zrozpaczonej dziewczyny”. Bo Xavier Aldekoa, jadąc wzdłuż Nilu, napotyka śmierć co chwilę. W Ugandzie, gdzie Nil to „krwawa rzeka” i gdzie działa „morderca Boga”. W udręczonym Sudanie i jeszcze bardziej udręczonym Sudanie Południowym. W Egipcie, który umiera, gdy nie ma turystów. I w Etiopii : „Ach, Etiopia! – reporter usłyszał od pewnego nauczyciela. – Teraz łamiemy prawo, bo rozmawiamy we trzech naraz. Jak coś takiego może być normalne?”.
Cios z wentylatora
„Głód w Sudanie Południowym jest inny. (…) W najmłodszym państwie świata głód bierze się ze strachu. Gdyby nie było wojny, nikt nie musiałby umierać z głodu w kraju z żyzną ziemią, przeciętym z południa na północ życiodajną arterią, jaką jest Nil. A mimo to ludzie umierają. (…)
Rakesh Sivatsura, indyjski lekarz odpowiadający za centrum medyczne [w obozie dla uchodźców w Malakal], zatrzymuje się przy półtorarocznej dziewczynce, która ważyła tylko pięć kilogramów. Miała na imię Nyakanday. Jej matka zostawiła włączony wentylator i strumień powietrza leciał prosto na jej gołą skórę. Doktor się wzdrygnął i natychmiast przykrył małą. (…) Jakikolwiek zimny podmuch mógł doprowadzić do śmierci. W tamtych dniach głód w Sudanie Południowym był tak straszny, że zabijał ciosem z wentylatora”.
Dzieci są najlepszymi żołnierzami
„Dzieci są najlepszymi żołnierzami. Dlatego porywali takie małe. Dzieci poniżej czternastego roku życia nie boją się niczego. Wierzą w to, co im mówisz; że magiczny olej sprawia, że są niewidzialne. A cierpiąc głód, myślą tylko o wodzie i jedzeniu, walczą dla pożywienia. (…)
To, byśmy mogli przeżyć, stało się moją obsesją. Ze śmieci wyciągałem obierki z ziemniaków. Biliśmy się o nie. Pamiętam też pragnienie. Czasami musiałeś iść po wodę do źródła oddalonego o siedem kilometrów, a kiedy docierałeś na miejsce – nie było jej. Ludzie umierali po drodze. Kiedy przynosiłem gorącą wodę do kąpieli dla dowódców, a potem to, co zostało, wypijałem bezpośrednio z wiadra i z resztkami mydła. Byłem taki spragniony! (…)
Byłem taki głodny, że nie obchodziło mnie nic innego. Walczyłeś cały dzień, a potem mogłeś
zjeść. Nie widziałem śmierci, widziałem tylko to jedzenie każdego wieczoru”.
Te wspomnienia to fragment wywiadu, jaki Xavier Aldekoa przeprowadził z Mosesem Rubangangeyo, który w wieku 16 lat został zwerbowany do Armii Bożego Oporu. Uganda, 1996.
***
Jest też dużo piękna w tej książce:
„Gorgora to prostą i żywotną wioską. Ma mały port, który nadaje sens reszcie: cała miejscowość jest nachylona łagodnie w kierunku przystani. Są ulice z ubite ziemi i niebieskie domy, dzieci biegają między rozwieszonym praniem, staruszkowie obserwują zza drzwi toczące się życie, a psy włóczą się bez celu. Są krowy, motocykle, ogródki warzywne, sklepy, stary hotel, stuletnie drzewa, dziesiątki ścieżek i tysiące kwiatów (…) Yasisn pakował na prom tankwa, kajaki zrobione z papirusu, które zamierza sprzedać po drodze. (…) Nikt nie potrafił mi powiedzieć, od kiedy ich używają. Służyły już dziadkom naszych dziadków – mówili”.
I kolorytu:
„Abdu kiedyś miał wielbłąda, który słuchał tylko jego. Każdego wieczoru siadał przy nim, zwijał skręta i dmuchał dymem w pysk zwierzęcia. Wielbłąd uderzał głową w jego ramię, ponieważ, przysięgał Abdu, chciał więcej i więcej. Jeśli nie dmuchał na niego dymem marihuany, wielbłąd dostawał szału. Nikt nie potrafił zapanować nad tym zwierzęciem oprócz niego. Pewnego dnia byli z grupą turystów i jego przyjaciel uparł się, że wsiądzie właśnie na tego wielbłąda. Gdy tylko znaleźli się na ulicy, zwierzę wystrzeliło jak z procy i zrzuciło z grzbietu faceta, o mało nie łamiąc mu karku.
Wielbłąd nazywał się Saddam Husajn”.
I bohaterstwa:
„W takich miejscach jak to [Malakal, Sudan Południowy], gdzie chwycenie za broń i danie się ponieść nienawiści jest opłacalnym rozwiązaniem, powiedzenie <nie> oznacza początek bycia panem własnego życia. Chociaż opisujemy je tylko jako ofiary, są miliony osób, dla których człowieczeństwo tkwi w tym, jak traktuje się innych i sami zachowują się jak należy. Niekiedy brak walki jest odważną decyzją. Setki osób są bohaterami, nawet o tym nie wiedząc”.
***
„Akurat w tej samej chwili, gdy dotarliśmy na szczyt wzgórza, mając dokładnie przed sobą meczet i ostatni zakręt Nilu, muezin zaczął wzywać do modlitwy. Natychmiast rozległy się odpowiedzi z okolicznych minaretów. Z góry obserwowaliśmy procesję mężczyzn, którzy powoli kierowali się do meczetu. Przed świątynią stał osioł przywiązany do wozu załadowanego po brzegi ciborą papirusową. Zwierzę stało nieruchomo ze wzrokiem utkwionym przed siebie.
Rybak przeprawił się powoli przez Nil, a dotarłszy na drugi brzeg, zdjął słomiany kapelusz, otarł pot z czoła i wszedł do meczetu na modlitwę”.
Tak to Xavier Aldekoa kończy podróż wzdłuż Nilu, wyraźnie zafascynowany tą rzeką:
„Ale pomimo blizn, Nil nadal jest kolebką krzyżowania się wspaniałych kultur afrykańskich i śródziemnomorskich, tych wczorajszych i tych dzisiejszych.
Wszyscy jesteśmy dziećmi Nilu”.
Xavier Aldekoa, Dzieci Nilu. Reporterska podróż przez Afrykę, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków, 2022
8/10
Dziękuję za super(!) współpracę Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Polska Fundacja dla Afryki objęła patronatem książkę, a a okładce znajduje się moja rekomendacja: