W ośrodku w Gulu (Uganda) mieszkają dzieciaki. Mają po kilkanaście lat, a niektóre mniej. Jak to dzieci – strzelają do siebie drewnianymi karabinami i wymachują wystruganymi maczetami. Bawią się w wojnę? Nie. One w tej wojnie zabijały.
Gulu to ośrodek dla byłych dzieci – żołnierzy, siłą wcielanych do opętańczej Bożej Armii Oporu. Porwani od rodzin z wiosek, zostali zamienieni w zabójców. Dziewczynki zamieniono w nałożnice.
„Znał chłopaka, którego kazali mu zatłuc wielką drewnianą pałką. Mieszkali w jednej wiosce, wiedział, jak chłopiec ma na imię, choć nie pamiętał, by kiedykolwiek się z nim bawił. Był od Samuela o kilka lat starszy, wyższy i silniejszy”.
„Zostawiali za sobą skrwawione trupy i pogorzeliska. A także papierki po rabowanych w wioskowych sklepach biszkoptach i cukierkach, które na mgnienie oka znów przemieniały ich w dzieci niepotrafiące się oprzeć słodyczom. Z każdym mordem starsi stażem partyzanci powtarzali młodszym: Teraz nie macie już dokąd wracać. Nie ma dla was powrotu”.
Wybawiciele i dyktatorzy w jednym
„Trupów wciąż przybywało, a wraz z nimi rosła i potężniała armia duchów. Duchy rozlazły się po całym kraju i przejęłyby w końcu całkiem świat ludzi, czyniąc ich swoimi sługami, gdyby nie wojownik, który rzucił im wyzwanie. Postanowił wydać im i ich sługom jeszcze jedną, ostatnią wojnę. Zamierzał ją wygrać i przerwać wszystkie inne, pustoszące i wyniszczające kraj, przerwać zabijanie, by duchów nie przybywało i by ludzie zdążyli pogrzebać zwłoki z należytym ceremoniałem. Wojownik ów nosił imię Yoweri Kaguta Musevini”. Obecny prezydent Ugandy (od 1986 roku), który zaprowadził pokój, względną stabilizację oraz rozwój ekonomiczny kraju, nie jest jednak postacią bez kontrowersji.
Jagielski wydał tę książkę (swoją najlepszą, wyróżnioną nagrodą Nike i im. Kapuścińskiego) w roku 2009 i z dystansu opisuje dyktatorów i wybawicieli, których dziś już nie wiadomo, jak nazwać.
Mocna książka o piekle na ziemi.
Pod względem formalnym to rodzaj eksperymentu – choć wszystkie opisane historie są autentyczne, to dwaj główni bohaterzy zostali stworzeni z kilku rzeczywistych postaci. Jagielski lubi, gdy nazywać jego książkę „powieścią dokumentalną”. Jak tłumaczy swój eksperyment formalny?
Z tej książki dowie się pani więcej
„Reportaż, jak wszystko, ma swoje ograniczenia. Po doświadczeniach z tą książką uważam, że często prawdziwsza bywa opowieść, w której są elementy fikcji, niż gdyby wszystko, co zostało opisane, miało być od początku do końca prawdziwe. Gdybym był w tym przypadku wierny kanonowi reportażu, mógłbym z kilkanaściorga dzieci-żołnierzy, których historie poznałem, wybrać czworo. Gdybym wyliczył dwadzieścioro dzieci, byłoby to niestrawne. Czyli piętnaścioro musiałbym wyrzucić, zrezygnować z tego, co im się przydarzyło. Przy całym dystansie do siebie i tego, co robię, uważam, że z tej książki dowie się pani więcej o dzieciach z Bożej Armii” (tak opowiadał Jagielski Agnieszce Wójcińskiej w książce Reporterzy bez fikcji) .
Wojciech Jagielski, Nocni wędrowcy, wyd. W.A.B., Warszawa, 2009
9/10