„Z niepodległą Angolą to już będzie cały kontynent. Afryka się budzi” – mówi bohater filmu „Jeszcze dzień życia”. Polecamy film i książkę o narodzinach nowej, niepodległej Afryki. Fascynujący czas, fascynujący reporter.
Angola, Mozambik to ostatnia fala państw Afryki, które zyskują niepodległość. Mamy niebywałe szczęście, że w Luandzie (stolicy Angoli) w roku 1975 był Ryszard Kapuściński, nasze reporterskie dobro narodowe.
Reportaż już klasyczny, genialny. Sam Kapuściński nazywał go swoją pierwszą prawdziwą książką, książką ulubioną.
Szkielet polerowany wiatrem
Portugalscy kolonialiści opuszczają kraj, który już ogłosił datę ogłoszenia swojej niepodległości (11 listopada 🙂 🙂 ). Pakują swoje życie w drewniane skrzynie i jadą do Europy. Stolica zostaje bez policji. To tak można? Bez śmieciarzy. „Śmieci rosły, mnożyły się, jakby kipiało jakieś monstrualne, wstrętne ciasto, rozdymane na wszystkie strony przez zabójcze, trujące drożdże. Potem, gdy wyjechali wszyscy piekarze, monterzy, listonosze i dozorcy, kamienne miasto straciło rację istnienie, swój sens. Było jak suchy szkielet polerowany wiatrem, martwa kość wystająca z ziemi ku słońcu”.
Zabić własny strach
Tak pisze Kapuściński. Mistrzostwo stylu. Ale nie o styl tu chodzi, ale o wojnę. O przeżycia, motywacje, tragedie ludzi i całego narodu.
O przeżycia żołnierza świeżego na froncie, który „strzela, gdzie popadnie, byle dużo, byle bez przerwy. Jemu nie chodzi o to, żeby razić przeciwnika, jemu chodzi, żeby zabić własny strach”.
O przeżycia jeńca, który wygląda na 12 lat, który wie, że to wstyd walczyć, ale „jemu powiedzieli, że jak pójdzie na front, to potem poślą go do szkoły. On chce skończyć szkołę, bo chce malować”.
I inne, apokaliptyczne sceny: Dyskusja między jeńcami i pilnującymi ich strażnikami strony przeciwnej – o futbolu: namiętna, zażarta, a kibice jednej drużyny są po obu stronach frontu. Wartownik, który wpuszcza do kwatery dowództwa, bo mu wszystko obojętne, tak niemiłosiernie go bolą zęby. Jedyny pilot w Luandzie, Ruiz, obsługujący dostawy broni i transport rannych – bez którego stolica by upadła. Podobnie jak bez Alberto, inżyniera, który jako jedyny potrafi naprawić ciągle niszczoną pompę w wodociągach.
Książka to manifest przeciwko absurdowi wojny. Wojny, która z lokalnego konfliktu, w którym 50 żołnierzy utrzymuje front, na oczach Kapuścińskiego przekształca się w międzynarodowy, zimnowojenny konflikt, który będzie trwał 27 lat i pochłonie pół miliona ofiar.
Film, który powstał na bazie książki, też jest antywojennym manifestem, ale także trochę wojennym thrillerem. Kapuściński ryzykuje, by przedostać się na odległy o 900 km front na południu – napotyka ostrzał, śmierć i to, co w wojnie najgorsze. (Są wszystkie atrybuty gatunku: broń, helikoptery i piękna kobieta). Wreszcie film to pytanie o etykę pracy reportera, który kibicując jednej stronie konfliktu ma wpływ na losy wojny.
Świetna animacja, poszerzona o fragmenty dokumentalne, które zwiększają wiarygodność filmu (choć ogólnie film na pewno ciut idealizuje Kapuścińskiego).
W tym przypadku brak odwiecznego dylematu: czy film, czy książka. Obie rzeczy! Koniecznie!
Ryszard Kapuściński, Jeszcze dzień życia, Czytelnik, 2013
10/10
Raúl De La Fuente, Jeszcze dzień życia, Belgia / Hiszpania / Niemcy / Polska / Węgry, 2018, 82 min., HBOgo
Europejska Nagroda Filmowa, 3 inne nagrody i 3 nominacje
8/10