Na tanzańskiej wsi każde dziecko musi pracować, a nie każde idzie do szkoły. Oczywiście, dzieci powinny mieć obowiązki, bo uważam, że nasz europejski model wychowania, gdzie cała rodzina kręci się wokół dziecka, też nie jest wychowawczy. Natomiast w Tanzanii widzę drugą skrajność. Dzieciom brakuje wsparcia, jedzenia, edukacji – mówi Dominika Bańcerek CR z przedszkola w Buturu w Tanzanii.
Pracuję na wsi na północy Tanzanii – tuż nad Jeziorem Wiktorii i niedaleko parku narodowego Serengeti. Nasze zgromadzenie otrzymało tu zadanie: wyrównywać szanse edukacyjne. Prowadzimy koedukacyjne przedszkole i szkołę średnią dla 300 dziewcząt. To placówki katolickie, ale przyjmujemy dzieci wszystkich wyznań.
Szkolnictwo państwowe stoi tu na bardzo niskim poziomie: szkoły są przepełnione, w pobliskiej szkole w jednej klasie uczy się ponad stu uczniów. Dzieci mają w domach mnóstwo obowiązków. Czasem do szkoły idą kilka kilometrów. Wychodzą rano, jak jest jeszcze ciemno. Jak dochodzą do szkoły, to już są zmęczone. I głodne, bo przed szkołą nie jedzą nic, żadnego posiłku.
Atrybut ucznia: kopaczka i miotła
Dzieci nie mają podręczników czy pomocy naukowych. Atrybutami ucznia nie jest tu tornister, ale miotła lub kopaczka, bo dzieci pracują w szkole – np. na polu. Codziennie trzeba podlać drzewka, posprzątać, zamieść – od tego dzieci zaczynają, zanim wejdą do klasy. W porze deszczowej dzieci idą na pole nauczyciela i tam pracują.
Z kolei atrybutem nauczyciela jest kij. Widzę, że gdy dzieci bawią się w szkołę, to jedno z nich, które jest nauczycielem, pierwsze, co szuka – to kija. W prawie tanzańskim kara cielesna jest ograniczana i zarezerwowana tylko dla dyrekcji, ale to prawo nie jest przestrzegane.
W Tanzanii mamy dwa języki urzędowe: suahili i angielski. W szkole podstawowej dzieci uczą się w suahili, a we wszystkich szkołach średnich mają obowiązek uczyć się po angielsku. To ogromna trudność. Są, oczywiście, prywatne podstawówki, gdzie uczy się po angielsku, ale są one płatne i większości rodziców na nie stać. Z prywatnym szkolnictwem jest jeszcze ten problem, że one walczą o klienta. Tu rządzą rankingi, co skutkuje tym, że nawet najmłodsze dzieci, czterolatki w przedszkolach, siedzą w ławkach i kują wszystko na pamięć.
Chcą być pilotkami
Wobec tych wszystkich problemów bardzo ważna jest nasza szkoła dla dziewcząt. Zwłaszcza, że w Tanzanii szanse edukacyjne dziewcząt są ciągle za małe, a rola kobiety w społeczeństwie ciągle wymaga afirmowania. Gdy rodzice mają wybrać, które dziecko ewentualnie wysłać do szkoły, to wybiorą chłopca. Bo to chłopcy będą mogli w przyszłości zarobić i wesprzeć rodzinę. A kobieta zajmie się domem i dziećmi. Więc jeśli już, to inwestuje się w edukację synów.
Na naszych oczach wiele się zmienia, ale wciąż to kobieta zajmuje się tu wszystkim w domu: idzie kilka kilometrów po wodę, gotuje, sprząta. Mężczyzna ma zarobić kilka gorszy. Stąd nasz nacisk na edukację kobiet. Rząd też stara się wyrównywać szanse dziewcząt i na egzaminach państwowych, dopuszczających do kolejnego stopnia edukacji, dziewczynki są obowiązane do spełniania niższych wymogów niż chłopcy.
Gdy pytamy nasze dziewcząt na początku szkoły, kim chcą zostać w przyszłości, wiele odpowiada: lekarzami i pilotkami. Później to się zmienia. Niektóre są już na studiach: w szkołach medycznych czy na uniwersytetach.
Tu, niestety, rząd przydziela, do jakiej szkoły się idzie. Samemu się nie wybiera ścieżki edukacji, chyba że na uczelni prywatnej, ale to są ogromne koszty. Zwykle rząd wybiera kilka profesji, z których można coś wybrać.
Czterolatki noszą wodę
Wobec tego, że koszty edukacji są ogromnym problemem dla rodziców, w naszym przedszkolu rodzice płacą jedynie drobną kwotę. Głównie utrzymujemy się z darowizn dobroczyńców, natomiast pobieramy symboliczną opłatę, bo uważamy, że rodzice muszą mieć swój udział, nie może być całkiem za darmo. Oczywiście: w przypadku najbiedniejszych rodzin, dzieci przyjmujemy za darmo.
W Tanzanii niby istnieje obowiązek szkolny, ale nie ma tu ewidencji ludności, więc trudno go egzekwować. Wiele dzieci nie chodzi do szkoły, albo idzie za późno, np. dopiero w wieku 9-10 lat. Dzieci z wielu rodzin mają za dużo prac, żeby mogły iść do szkoły: wypasają krowy czy przynoszą wodę. Często widzę obrazek: kilkoro rodzeństwa z naczyniami na wodę. Najmłodsze, około czterech lat, też niosą na głowie jakiś stary pojemnik czy opakowanie po oleju. Na miarę ich możliwości – to jeden litr, dwa.
Oczywiście, dzieci powinny mieć obowiązki, bo uważam, że nasz europejski model wychowania, gdzie cała rodzina kreci się wokół dziecka, też nie jest wychowawczy. Natomiast w Tanzanii widzę drugą skrajność.
Mtoto, czyli dziecko
Dzieci nie mają tu wsparcia, nie myśli się o nich. Zanim jednak to ocenimy, trzeba zrozumieć tutejszą kulturę. Łatwo to tylko jest osądzać. A tu ludzie się borykają z niewyobrażalną dla nas biedą, która wymusza zupełnie inne priorytety. Ogromnym problemem jest też duża umieralność wśród dzieci. Gdy się dziecko rodzi, nie daje mu się imienia. Nawet rodzice czy najbliżsi nie mówią do niego po imieniu, tylko mtoto, czyli dziecko w suahili. W ten sposób zabezpieczają się przed zranieniem, bo jeszcze nie wiadomo, czy dziecko przeżyje. To nie jest jednak bezduszność – wręcz przeciwnie: tu ludzie bardzo kochają swoje dzieci.
W Buturu żyjemy wśród ludu, które z rożnych powodów, m.in. tych, które wspomniałam wcześniej, nie kładzie nacisku na edukację. Choć są inne podejścia: w Tanzanii żyje ponad 120 ludów. Kraj jest bardzo zróżnicowany. Ludzie innych kultur widzą, że dzieci, które się wykształcą, podnoszą poziom całego społeczeństwa, nie tylko konkretnej rodziny.
106 przedszkolaków
Do pracy nad budową przedszkola w Tanzanii zgłosiłam się sama. W Polsce studiowałam wychowanie przedszkolne, przez kilka lat pracowałam w tym zawodzie. Przyjechałam i udało się wszystko zorganizować. Nasze przedszkole ma trzy lata. Na początku była to mała grupka dzieci, bo nie miałyśmy jeszcze autobusu, by przywozić dzieci z miejsc odległych o wiele kilometrów. Teraz mamy 106 przedszkolaków. Pracujemy w systemie Montessori, którym się zafascynowałam tu, w Tanzanii. Oprócz edukacji dzieciaki mają też czas na swobodną zabawę. Otrzymują ciepły posiłek do syta i opiekę zdrowotną. Wolontariusze pomogli nam pomalować przedszkole i powstały na ścianach piękne rysunki. Zasadziłyśmy mnóstwo drzew, krzewów i kwiatów, by dzieci przebywały w pięknym otoczeniu.