Johnny Depp w wybitnym, malarskim filmie, do którego scenariusz na podstawie własnej powieści napisał noblista z Afryki. Nie można od kina chcieć więcej.
Najpierw jednak kilka słów o książce.
“Czekając na barbarzyńców” to jedna z pierwszych książek J.M. Coetzee’go. Napisał ją w roku 1980, kiedy apartheid był w rozkwicie. I od razu wzbudziła zainteresowanie południowoafrykańskiej cenzury.
Nic dziwnego. To przenikliwe studium dyktatury, napisane jako mistrzowska, wartka powieść. Traktat o brutalnej władzy, skierowany nie do specjalistów, ale do masowego czytelnika. To musiało brzmieć groźnie.
W każdym pokoleniu dochodzi do histerii
Aby utrzymać władzę, wojskowi wymyślają wroga, przeciw któremu zjednoczy się obywateli i który pomoże zamaskować realne problemy kraju. Kraj jest wymyślony, nieistniejący, ot, gdzieś na rubieżach historii. Sprawa mogła wydarzyć się wszędzie, bo wszędzie gra o tron ma wspólne cechy i podobne etapy. Prowincjonalny sędzia-filozof, przeciwstawiający się nowym porządkom władzy, mówi: “Na własny użytek zaobserwowałem, że w każdym pokoleniu nieuchronnie dochodzi do wybuchu histerii z powodu barbarzyńców”.
„Bez barbarzyńców – cóż poczniemy teraz / Ci ludzie byli jakimś rozwiązaniem” – ten wiersz Konstandinosa Kawafisa podobno był inspiracją do napisania powieści.
Ludzi nie interesuje historia z peryferii świata?
Do prowincjonalnego miasteczka, na spokojnym pograniczu, przyjeżdżają sadystyczni wojskowi, by zbroić się przeciwko rzekomo zagrażającym barbarzyńcom. Tymczasem barbarzyńcami są oni sami, dopuszczając się do okrucieństwa. Cynicznie tłumaczą: “Te przygraniczne kłopoty nie mają żadnego znaczenia. Niedługo miną i granica znów uśnie na następne dwadzieścia lat. Ludzi nie interesuje historia z peryferii świata”.
W tym miejscu mam skojarzenie w innym afrykańskim noblistą, w którego powieści znajdują się takie słowa: „W dziejach ludzkich osiągnięć i dążeń to miejsce nic nie znaczy. Można by wydrzeć tę stronę z dziejów ludzkości i nie miałoby to żadnego wpływu na nic”. Skrajny europocentryzm, prowadzący do zbrodni.
Przybyszom sprzeciwia się światły sędzia, żyjący na pograniczu od dziesiątek lat. Mimo że reprezentuje władzę kolonialną i nie jest wolny od jej sposobu myślenia, zdaje się rozumieć o wiele więcej niż ci ze stolicy. Mówi: ‘Jestem przeciwny cywilizacji tam, gdzie pociąga ona za sobą rozkład pozytywnych cech barbarzyńców i robi z nich niewolników”.
I dalej:
“Oni ciągle o nas myślą jako o przybyszach, gościach bawiących tu przejazdem. (…) Oni nie wątpią niemal przez chwilę, że pewnego dnia załadujemy nasze wozy i odejdziemy z powrotem do miejsca, z któregośmy przyjechali, że wzniesione przez nas budynki staną się siedliskiem myszy i jaszczurek”.
Wyśmienita powieść, w mrocznej scenerii, w której toczy się pojedynek między dwoma światami.
A film? Czy to udana ekranizacja?
Odpowiedź jest krótka: bardzo.
Film wizualnie dopracowany jest do perfekcji. Rubieże kręcono w Maroku, starożytnych twierdzach i na pustyniach. Świetnie było zobaczyć zaułki miast, suki, targi - tak jak mogły wyglądać sto lat temu. Niektóre obrazy wręcz wyglądały zbyt sielankowo, jak dla współczesnego podróżnika, przyzwyczajonego do wszechobecnego plastiku.
Super też było zobaczyć Johnny’ego Deppa znów w ambitnej, dobrej roli. Choć to oscarowy i jednocześnie teatralny aktor Mark Rylance trzyma ten film. A i nawet Robert Pattison nie wkurza:)
No i noblista J.M. Coetzee jako debiutant w świecie filmu. Dobry to jest scenariusz, mocno teatralny, w którym liczy się dialog i słowo na równi z obrazem.
Ostrzegam jednak: to jeden z najbardziej brutalnych filmów, jakie w życiu widziałam. Nie bezmyślnie okrutny, bo ta krwawa poetyka czemuś służy, jest celowym zabiegiem wybitnego reżysera. Kolumbijczyk Ciro Guerra jest reżyserem totalnym i radykalnym. W - świetnych także - wcześniejszych filmach („Sny wędrownych ptaków”, “W objęciach węża”) piętnuje ekspansję Zachodu w wielu miejscach świata. Tak jak w tym filmie pokazuje fizyczną eksterminację, której dopuszczają się biali, to we poprzednich pokazuje dewastację kultur i tradycji.
Bardzo polecam i książkę, i film.
J.M. Coetzee, Czekając na barbarzyńców, tł. Anna Mysłowska, Znak, Kraków, 2004
9/10
Czekając na barbarzyńców, reż. Ciro Guerra, scen. J.M. Coetzee, USA, Włochy, 2019
9/10
Canal+ online