„Jestem z sobą w największym porządku” – mówi morderca. Choć przyznaje, że za bohatera się nie uważa. Kto w zabójcy przeciwnika apartheidu chciałby dziś widzieć bohatera?
W Polsce stan wojenny, a Janusz Waluś wyjeżdża do RPA. Kilkanaście lat później, po uwolnieniu z więzienia Nelsona Mandeli, Waluś ubolewa: „Na moich oczach kraj się pogrąża. Rozpada się stary porządek”.
Apartheid, czyli: osobno
Jaki to był porządek? Przypomnijmy: wówczas RPA jako jedyne państwo świata miało zapisaną w prawie segregację rasową. Przepisy apartheidu ujęto w 312 aktach prawnych. Każdy człowiek ma wpisaną rasę do swoich dokumentów. By w przypadkach bardziej skomplikowanych sprawdzić, jakiej dany obywatel jest rasy, przeprowadza się test ołówka – urzędnik wsuwa komuś we włosy ołówek. Tylko jeśli wypadnie – rasa biała.
Apartheid (czyli: osobno) obowiązuje od przedszkola, poprzez szkołę, park, autobus, dworzec, osiedle, plaże, stadion aż do toalet. Istnieje zakaz stosunków intymnych między rasą białą a czarną.
Ludzie są prześladowani, giną.
Mimo tej niesprawiedliwości (oraz idącej za nią międzynarodowej izolacji RPA) kraj w latach 1970’ jest jednym z najbogatszych państw świata.
Po uwolnieniu Mandeli ruch na rzecz zniesienia rasistowskich praw się nasila i radykalizuje. Waluś ubolewa nad upadkiem starych czasów i boi się objęcia rządów przez czarnoskórych. Mówi: „Historia dowodzi, że ich rządy się nie sprawdzają”.*
Planuje więc zabójstwo Chrisa Haniego – jednego z najważniejszych działaczy antyapartheidowskich, lidera partii komunistycznej a jednocześnie przywódcy Umkhonto we Sizwe, zbrojnego skrzydła Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC).
Żeby oddzielić jednych od drugich
Waluś chce, by po zabójstwie Haniego czarnoskórzy mieszkańcy RPA rozpoczęli zamieszki, co miałoby doprowadzić do końca pokojowych negocjacji w sprawie zniesienia apartheidu. „Nam nie chodziło o zakonserwowanie apartheidu – mówił – ale stworzenie czegoś nowego. Chodziło o to, żeby biali głosowali na białych, a czarni na czarnych. Żeby oddzielić jednych od drugich”.
W kwietniu 1993 Waluś morduje Haniego przed jego domem. Zabił go strzałami w głowę. Następnie morderca odszedł, wsiadł do samochodu i – nie ukrywając się, nie zmieniając samochodu ani nie pozbywając się broni – dał się złapać. Czuł, że wypełnił misję i obronił RPA przed tragedią.
Wygwizdany kaznodzieja pokoju
Tak jak przewidywał: rozpoczęły się zamieszki. Zginęło w nich ponad 70 osób. „Kaznodzieja pokoju”– jak nazywano Nelsona Mandelę – został publicznie wygwizdany. Panuje złość. Była żona Mandeli, Winnie wprost wzywa do mordowania Burów. Polityczna przemoc jednak zostaje zahamowana, głównie dzięki wysiłkom Mandeli, który rok później zostaje prezydentem. Niestety, rozlewa się przemoc innego rodzaju: „każdego roku w pięćdziesięciomilionowym kraju dochodzi do dwudziestu tysięcy zabójstw (w trzydziestoośmiomilionowej Polsce jest ich pięćset)”.
Książka Łazarewicza wyśmienicie pokazuje, co się dzieje w kraju w czasie przełomu, „gdy rozpada się stary porządek ”– jakby to powiedział Waluś. Gdy jedna iskra wystarczy, by wybuchła wojna. Gdy lud wrze sprawiedliwym gniewem, a brakuje struktur, by zachować ład. W trakcie zatrzymania Walusia policjanci nie ukrywają, że popierają jego działania. Kilku z nich, białych, zajmuje się zwalczaniem terroryzmu, czyli ekstremistów antyapartheidowych.
Jestem z sobą w największym porządku
„Z procesu niewiele pamiętam. Nic ciekawego tam się nie wydarzyło. Gdyby wypadało, to bym tam drzemał” – reportaż Łazarewicza świetnie też pokazuje mentalność człowieka siedzącego od ponad 30 lat w więzieniu. Gdy więzienie zaczyna być całym światem, gdy uwięziony zaczyna sam tworzyć swoją legendę, żeby nadać sens temu, co zrobił, bo inaczej by zwariował. Waluś w pewnym momencie mówi: „jestem z sobą w największym porządku”.
Po latach jednak dodaje: „Za bohatera się nie uważam”.
Naszym wzorem Janusz Waluś
Dlaczego w tej opowieści pojawia się w ogóle słowo bohater?
Bo jest ciąg dalszy historii Walusia. Działacze ONR oraz skrajni prawicowcy we współczesnej Polsce zaczynają go uważać za antykomunistycznego bohatera, ostatniego żołnierza wyklętego. Pojawiają się wyrazy poparcia, zbiórki na jego uwolnienie, transparenty na marszach: „Naszym wzorem Janusz Waluś”. (Wielka szkoda, że za wzór nie wzięli sobie np. południowoafrykańskich lotników, którzy z narażeniem życia latali w 1944 r. nad Warszawą, dokonując zrzutów dla powstańców. Łazarewicz opisuje, jak opowiadał o tym Mandela).
Waluś uważał się za więźnia politycznego. On, jego rodzina i obrona podkreślali jego antykomunistyczną motywację. Że nienawidził komunizmu, przez który był niby prześladowany. A jak było naprawdę – mówi znajoma z młodości Janusza Walusia: Cała rodzina Walusiów „byli to bardzo majętni ludzi, skupieni na własnym biznesie i pieniądzach. Umizgiwali się do komuchów, czerpali z życia garściami i nie było tam żadnej ideologii. Życie Janusza upływało w dostatku. Niczego mu nigdy nie brakowało i nie wiedział nawet, jak żyją w Polsce zwykli ludzie. (…) Na pewno nie zaznał żadnych od komuny krzywd. Trwonił czas i pieniądze, kupując i rozbijając kolejne samochody”.
I tak to ideologią można wytłumaczyć wszystko…
Janusz Waluś planuje powrót do Polski. W więzieniu w RPA jest w stanie zawieszenia: decyzją wyroku sądowego został już zwolniony, natomiast właściwy minister zwleka z wykonaniem wyroku. W tamtejszej świadomości zdawkowe “przepraszam”, które skierował do żony zabitego, nie wystarcza do przebaczenia zbrodni.
Cezary Łazarewicz, Nic osobistego. Sprawa Janusza Walusia, Sonia Draga, Katowice, 2019
6/10
* W odpowiedzi na ten zarzut warto zacytować Chimamandę Ngozi Adichie: „Niektórzy uważają, iż nie potrafimy rządzić się sami, bo kilka razy próbowaliśmy i zawiedliśmy, jakby tym, którzy potrafią, udało się to za pierwszym razem” – brzmi jak opinia dojrzałego politologa? Otóż nie, to zdanie z debiutanckiej (!) powieści nigeryjskiej pisarki.