Bank Światowy wymienia „ubogich i wykluczonych” jako jedną z „grup udziałowców” w wielkich międzynarodowych projektach pomocowych. Czy to żart czy po prostu puste słowa? Czy najbiedniejsi Afrykanie mają cokolwiek do powiedzenia w swojej sprawie?
Gdy czytamy pełne patosu słowa globalnych organizacji pomocowych, aż trudno uwierzyć w ich skrajną naiwność. Europejska federacja CONCORD pisała tak: „Chcemy, aby 2015 był rokiem, w którym cała ludzkość zjednoczy się w bezprecedensowy sposób, by podjąć dzieło humanitarnego rozwoju, równości płci i równości ekonomicznej oraz ekologicznej sprawiedliwości…”
Hmmm. Ideały są szczytne.
Tymczasem Adam Leszczyński w książce Eksperymenty na biednych. Polityczny, moralny i ekonomiczny spór o to, jak pomagać skutecznie obnaża, co stoi za ideałami. Oraz za tym, co niektórzy już wprost nazywają „przemysłem pomocowym”.
Trzeba przyznać, że instytucje jak ONZ czy Bank Światowy są łatwymi chłopcami do bicia. Książka Leszczyńskiego wychodzi poza banał, bo autor przytacza naprawdę wiele, czasem przeciwstawnych, punktów widzenia. Sam zachowuje dyplomatyczną wstrzemięźliwość i ocenę zostawia czytelnikowi. To sprawia, że książkę się trudno czyta i jest ona momentami chaotyczna. Wybieram kilka wątków z tej gmatwaniny (zaznaczając, że nie są to poglądy Leszczyńskiego, a jedynie cytowane przez niego linie argumentacji).
„W ciągu sześćdziesięciu lat do Afryki napłynął ponad bilion dolarów” .[Zagraniczne interwencje] „na krótką metę mogą pomagać, ale równocześnie podważają wszystkie wątłe zarodki samorzutnego rozwoju, które już istnieją na miejscu. (…) Te kraje w Afryce, które były największymi odbiorcami pomocy, przez dekady notowały ujemny wzrost – średnio -0,2 proc PKB per capita rocznie. (…) Zambia, w 1964 roku jeden z najbogatszych krajów Afryki, w trzech następnych dekadach także duży odbiorca pomocy rozwojowej, który systematycznie, z dekady na dekadę, stawał się biedniejszy”.
Dlaczego ta pomoc jest niewystarczająco skuteczna?
Międzynarodowej pomocy – czy ogólnie: bogatszym krajom – stawiany jest szereg zarzutów.
Pomoc dla rządów: nieskuteczna
„Pomoc rozwojowa stanowi 13 procent PKB przeciętnego kraju Afryki na południe od Sahary i – nierzadko – większość rządowych budżetów. Rządy mają więc niewielką motywację, żeby odpowiadać na postulaty obywateli i budować dobrze funkcjonujące systemy podatkowe” – mówi Dambisa Moyo, amerykańska ekonomistka urodzona w Zambii. Przywołuje też argument, że pomoc rozwojowa sprzyja korupcji. „W wielu krajach najbiedniejszych zarówno rządzący, jak i rządzeni są – paradoksalnie - zainteresowani w utrzymaniu systemu, w którym wzrost gospodarczy jest niemożliwy. Rządzący żyją bowiem z różnego rodzaju rent władzy: korupcji, klientelizmu politycznego, przydzielanych po znajomości kontraktów rządowych”.
Ponad głowami zainteresowanych
Projekty pomocowe międzynarodowych instytucji „są bardzo często organizowane ponad głowami zainteresowanych (…) i wchodzą w kolizję z racjonalnością ludzi, którym mają pomóc – czyli z tym, jak oni sami postrzegają, co jest dla nich korzystne”. Ba, są wręcz przykłady, gdy ta pomoc jest realizowana wbrew woli miejscowej ludności jak np. „realizowany przez rząd Etiopii w latach 2012–2013 program przesiedlenia 1,5 miliona koczowników z regionu Gambeli (pogranicze Etiopii i Sudanu) do wyznaczonych wiosek. Był on finansowany w znacznej mierze przez brytyjskiego i amerykańskiego podatnika oraz przez Bank Światowy. (…) Armia etiopska dokonywała przesiedleń i zabijała wieśniaków, którzy stawiali opór. Chociaż łamanie praw człowieka opisały duże organizacje międzynarodowe (specjalny raport na ten temat opublikowała Human Rights Watch), urzędnicy Banku Światowego oświadczyli, że nie wiedzą o żadnych nadużyciach”.
Pomoc… korporacjom
„Tysiące miejsc pracy w krajach Pierwszego Świata zależą od pomocy rozwojowej. (…) Trzydziestu z pięćdziesięciu głównych klientów korporacji północnoamerykańskich (…), które zajmują się produkcją rolną, to kraje rozwijające się i te firmy w większości są beneficjentami pomocy” – pisze Arturo Escobar, kolumbijski antropolog. I dalej: „To nie jest zbieg okoliczności. Przeciwnie, jedną z głównych ról pomocy rozwojowej jest tworzenie możliwości handlowych dla interesów elity Pierwszego Świata”.
Drenaż surowców
„Częścią problemu jest polityka handlowa bogatych krajów, która utrudnia eksport krajom ubogim – chociażby przez strukturę ceł (najniższe cła na surowce, a najwyższe na produkty wysoko przetworzone)”.
Co wolno wojewodzie…
„Dla innego ekonomisty, Ha-Joon Changa (…), wykładowcy w Cambridge, pomoc stanowi przeszkodę w odzyskaniu autonomii. Rządy bogatych krajów używają pomocy i dostępu do swoich rynków wewnętrznych jako marchewki, aby skłonić kraje rozwijające się do przyjęcia neoliberalnych rozwiązań – pisze. Na straży ortodoksji stoi Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Waltowy, które dysponują budżetami sięgającymi dziesiątków miliardów dolarów. Tymczasem, przekonuje Ha-Joon Chang, żaden z dzisiejszych krajów rozwiniętych nie stosował się do tych zaleceń, kiedy budował własną gospodarczą potęgę. Przeciwnie, wszystkie te państwa – od Wielkiej Brytanii i USA w XIX wieku po Koreę Południową w latach 60. i 70. – chroniły własne rynki przed importem, ułatwiały życie rodzimym przedsiębiorcom, prowadziły znaczące inwestycje publiczne i nie respektowały obcej własności intelektualnej. Kładły także nacisk na sukces eksportowy – ale to bynajmniej nie oznaczało otwarcia własnego rynku na obce produkty.
Dzisiejsze bogate kraje używały ochrony celnej i subsydiów oraz dyskryminowały zagranicznych inwestorów, czyli robiły wszystko to, co obecnie jest nie do przyjęcia dla ekonomicznej ortodoksji i co zostało dziś bardzo mocno ograniczone przez traktaty międzynarodowe, jak na przykład umowy ze Światową Organizacją Handlu, a także zakazane przez agencje udzielające pomocy i organizacje finansowe”.
Co w takim bądź razie działa?
Po dekadach organizacji pomocy od samych podstaw, jej założeń i celów, oraz stawiania warunków, na jakich ta pomoc ma być udzielana, „specjaliści od pomocy rozwojowej odkryli nową metodę pomagania: być może warto po prostu rozdać biednym pieniądze, niekiedy stawiając przy tym warunki – takie jak wysłanie dzieci do szkoły czy do lekarza. Zadziwia, wiele czasu upłynęło, zanim rządy i organizacje pozarządowe potraktowały taki pomysł serio – jeśli się nad tym chwile zastanowić. Można to uzasadnić tylko brakiem zaufania do beneficjentów, czyli obawą, że wydane w ten sposób pieniądze zostaną przez biedaków zmarnowane, przepite, przegrane w gry hazardowe albo wydane na artykuły luksusowe”.
Pomoc nie zmniejsza chęci do pracy
Tymczasem „w 2015 roku naukowcy z organizacji J-PAL i z Harwardu opublikowali wyniki badań, z których wynika, że pomoc nie zmniejsza chęci do pracy – a w każdym razie nie dzieje się tak w ubogich krajach. Przebadali metodą eksperymentalną siedem programów pomocy gotówkowej (warunkowej i bezwarunkowej) działających w sześciu krajach: Hondurasie, Indonezji, Maroku, Meksyku (dwa programy), Nikaragui i na Filipinach. Niemal wszystkie zbadane projekty były wsparciem dla rodziców małoletnich dzieci. (…) Wpływ gotówki z państwowej kasy na udział w rynku pracy we wszystkich tych przypadkach wyniósł dokładnie zero”.
Pomoc bezwarunkowa
„Według niedawnego zestawienia programy bezwarunkowej pomocy finansowej istnieją dziś w 119 krajach rozwijających się, a w 52 działają programy pomocy warunkowej”.
„Typowy Afrykanin nie potrzebuje pomocy, tylko pracy” – na koniec zamiast podsumowania (którego też nie ma w książce Leszczyńskiego) taki oto cytat z Owena Bardera, jednego z najbardziej znanych ekonomistów, specjalizujących się w zagadnieniach rozwoju.
Adam Leszczyński, Eksperymenty na biednych.
Polityczny, moralny i ekonomiczny spór o to, jak pomagać skutecznie, Wydawnictwo Krytyki Politycznej i Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa, 2016
6/10