Niedawno w wydawnictwie „Kontynenty” ukazał się zbiór reportaży Ryszarda Kapuścińskiego pt. „Latynoafryka”. Teksty o Afryce i Ameryce Łacińskiej wydano z okazji 50. rocznicy ukazania się pierwszego reportażu Kapuścińskiego na łamach pisma Kontynenty – było to pod koniec roku 1971.
Są znakiem czasów i to nie tylko dlatego, że pojawiają się w nich charakterystyczne dla przeszłości słowa jak: Indianin, imperializm, plemię, trzeci świat. Przede wszystkim dlatego, że tak wiele mówią o Polsce lat 70. i 80. ubiegłego wieku: między wierszami widać, czym był komunistyczny reżim i czym była ówczesna wolność słowa: o czym reporter chciał/mógł pisać? Na jakie kompromisy z władzą/cenzurą musiał pójść? Do jakich krajów mógł w ogóle pojechać? Czy musiał sławić demokrację ludową? Czy mógł uniknąć pisania o walce rewolucyjnej i amerykańskim imperializmie?
To pytania, na które po części odpowie biografia wielkiego reportera.

Śmierć przestała być wiadomością
Wracając do tomiku, to jest on wyraźnie słabszy niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni spod pióra Kapuścińskiego. Ale mimo wszystko warto przeczytać i te gorsze teksty reportera – choćby dla takich zdań:
„Śmierć przestała być wiadomością – powiedział mi zmartwiony kolega z popołudniówki”. To zdanie z reportażu o Santo Domingo z roku 1971.
Zginęli, bo umieli pisać
Moim zdaniem najciekawszy ze zbioru jest reportaż z roku 1989 z Ugandy. Nosi tytuł Zakopane czaszki. Opisuje kraj po dekadzie wojen, w którym wciąż walczą rebelianci. O „tej wojnie podjazdowej, w której wszyscy robią na siebie zasadzki, która nie wiadomo, gdzie zaczyna się i gdzie kończy” Kapuściński tak pisze: „Wystarczy wyjechać za miasto, a już w powietrzu czuje się zapach prochu. Ot, wczoraj rebelianci zrobili zasadzkę na wyjeżdżający z miasta land rover, zginęło kilku ludzi. Miejscowi mówią, że była to zasadzka na nas, bo mieliśmy tamtędy jechać. Nie tak dawno rebelianci zabili w okolicy piętnastu nauczycieli. Przyczyna? Umieli pisać. <Umieli pisać – tłumaczyli potem rebelianci – a więc mogli donieść rządowi o naszych ruchach>. Zawsze tam, gdzie panuje przemoc, coś potrafić, coś mieć w głowie jest kalectwem, jest nieszczęściem”.
Żołnierze? Wymęczone, chude dzieci
„Przyglądam im się: to dzieci – pisze reporter o oddziale rebeliantów. – Wybiedniałe, wystraszone, że będą je rozstrzeliwać. Wymęczone, chude, zagłodzone dzieci. Prawie wszyscy są boso, tylko niektórzy mają jakieś stare kapcie albo porwane plastikowe sandały. Takie sandały ma też ich dowódca, najstarszy wiekiem, bo dwudziestoparolatek. Chłopcy noszą na sobie jakieś strzępy czegoś, co było kiedyś spodenkami, jakieś skrawki czegoś, co pewnie było kiedyś koszulą. W czym spali? Przecież noce są tutaj chłodne. Co jedli? Jedli rzadko, to, co mogli zabrać chłopom, ale chłopów jest teraz mało, uciekli do miast”.
Miska i pół koca
„Żołnierz, z którym rozmawiam, nazywa się Stephen Omodo. Należy do weteranów armii – ma trzydzieści trzy lata. Ma żonę i troje dzieci. Zarabia miesięcznie 700 szylingów (2 dolary na czarnym rynku). W wojsku dostają jeść raz dziennie, w południe, zawsze to samo: miskę poszo (potrawa z mąki kukurydzianej) i gotowany groch. Rano nie jedzą nic; kto ma silną wolę, z południowej porcji odkłada sobie trochę na kolację. W jego szałasie była tylko owa miska i pół koca – drugą połowę oddarł i dał dzieciom”.
Ta połówka koca ze mną zostanie na długo. Właśnie takie szczegóły mistrzowsko budują u Kapuścińskiego obraz sytuacji.

Kolonizatorom opłacało się dać niepodległość
Kolejnym argumentem, by sięgnąć po „Latynoafrykę” jest zapis panelu z 1980 r., w dwadzieścia lat po tzw. Roku Afryki. W dyskusji uczestniczyli związani z pismem afrykaniści: dziennikarze, reporterzy, podróżnicy. Wypowiedzi mają ponad 40 lat, a jakże aktualne są niektóre stwierdzenia: „Modne jest mówienie pesymistycznie o Afryce” – mówiła Genowefa Czekała-Mucha, wieloletnia reporterka Kontynentów, pisząca o Afryce.
Data panelu wymusiła dyskusję o kolonializmie, uzyskaniu niepodległości przez afrykańskie państwa oraz neokolonializmie. Kilka myśli przytaczam poniżej.
Odejść, aby pozostać
Tak np. wypowiadał się Jacek Kalabiński, dziennikarz specjalizujący się w problematyce międzynarodowej, wieloletni korespondent z USA: „Afryka uzyskała niepodległość w większości przypadków dlatego, że kolonizatorom opłacało się dać jej niepodległość. Generał de Gaulle w Brazzaville już w roku 1943 mówił o nowych związkach metropolii z Afryką. Prawda, chodziło wtedy także o rekrutowanie strzelców afrykańskich do sił Wolnej Francji. Ale przecież po II wojnie światowej powstała sytuacja, w której i Francja, i Wielka Brytania zaczęły dokładać do kolonii. Zaczęły dokładać, ponieważ zwiększył się przyrost naturalny na skutek postępu opieki zdrowotnej, trzeba było utrzymywać już istniejącą infrastrukturę i budować ją dalej na dość wysokim poziomie. Łatwiej było przerzucić ciężary na barki rządów niepodległych, samemu dając pomoc określaną jako szczodrą, ale jednocześnie zagarniając zyski nieporównywalnie wyższe od tej pomocy” – mówi Kalabiński. – „Uznali, że bardziej się będzie opłacało dekolonizować – <odejść, aby pozostać>”.
Monokultury a głód
„Sprawa neokolonializmu jest bardziej skomplikowana. Nie tylko chodzi o monopole i spółki, które sprzedają własne towary i eksploatują ziemię czy bogactwa naturalne. Neokolonializm to cały system powiązań ekonomicznych, rozwoju gospodarczego, który wprowadzili Francuzi, Brytyjczycy, wiążący Afrykę ze światem zewnętrznym i dziś. Na przykład sprawa monokultur – bawełny, orzeszków ziemnych, kawy, kakao, która tak dała się we znaki przede wszystkim krajom Sahelu, spychając na boczny tor uprawy żywieniowe” – mówiła Genowefa Czekała-Mucha. – „Francuzom i Brytyjczykom chodziło o to, by kolonie były samowystarczalne, finansowały swój budżet. Zachęcali zatem do uprawy bawełny i orzeszków czy kawy. Za sprzedane zbiory ludność otrzymywała gotówkę, z czego płaciła podatki: był to jeden z celów polityki samowystarczalności, a z drugiej strony następował rozwój gospodarki pieniężnej, ludność mogła kupować oferowane im europejskie towary. Ale co to oznaczało? Został naruszony tradycyjny porządek rolniczy, rezerwy ziemi użyto na inne cele. W poprzednich latach głodu nie było lub nie była tak drastyczny, ale system gospodarowania polegał na pozostawieniu części ziemi odłogiem. W okresie kolonializmu te wszystkie rezerwy zostały zajęte przez plantatorów, na rośliny żywieniowe pozostawało bardzo mało miejsca”.
Ryszard Kapuściński, Latynoafryka, Kontynenty, Zielonka, 2021
5/10