Nie mam munduru, bo jestem za mały – mówi Agu, dziecko-żołnierz, bohater książki Bestie znikąd, brawurowo sfilmowanej (do obejrzenia na Netflix). „Wiemy tyle, że przed wojną byliśmy dziećmi, a teraz nie jesteśmy”.
Książka to świetnie przyjęty debiut nigeryjsko-amerykańskiego pisarza Uzodinma Iweala. Opowiada o Agu, chłopcu w nienazwanym kraju środkowej Afryki siłą wcielonego do partyzantów. Zmuszany jest do najgorszych zbrodni. To Agu opowiada swoją historię, gdy traci niewinność i dzieciństwo i gdy przeobraża się z dziecka w zabójcę:
Jestem za mały
„Ja nie mam munduru, bo jestem za mały. Chodzę sobie w koszuli i w szortach, które wziąłem z jednej wioski, jak ją grabiliśmy. Bardzo chciałem mieć spodnie, żeby mnie nie gryzły w nogi moskity, ale nic nie znalazłem takiego małego, żeby na mnie było dobre. Ale i tak lubię swoją koszulę, chociaż jest brudna i muszę aż sześć razy podwijać rękawy. Podoba mi się, chociaż taka długa, że wychodzi z szortów dołem”.
„Wiemy tyle, że przed wojną byliśmy dziećmi, a teraz nie jesteśmy”.
Agu początkowo pisze o sobie jak o dziecku. Posługuje się językiem dziecka, porównaniami do czasów dzieciństwa:
„Znowu jest ranek, taki sam jak każdy. Słońce normalnie pędzi do nieba tak szybko, że w ogóle nie ma czasu i każdy cały się poci poci. Dookoła nas pełno drzew, ale są za daleko, żeby dawać cień. Miażdżę trawę nogami i patrzę, a tam wszędzie nasze ślady z wczoraj. Zaschłe w błocie, więc wygląda, jakby ktoś grał wieczorem w piłkę, ale ja wiem, że wcale nie, bo nikt nie gra w piłkę w czasie wojny”.
Chce mi się zabijać
Z czasem dociera do niego, co z niego zrobiono; kim się stał: „W pokoju patrzę w górę i zwyczajnie widzę niebo. Nic nie zatrzymuje deszczu ani Boga, żeby się przyglądał, co robimy. Słońce się tak rozłazi, jakby ktoś je pociął i krwawi nad nami czerwonożółtofioletowoniebiesko. W rogu stoi biurko przeżarte przez termity, a w drugim rogu łóżko śmierdzące kurą i kozą. Chce mi się zabijać. Wszystkim chce się zabijać”.
Mózg mi gnije jak owoc
„W tej ciemności czuję się jak wywrócony na lewą stronę, jakby myśli fruwały poza mną, a ubranie było w środku. Idę i wyciągam ręce, bo chcę złapać te wszystkie myśli naokoło, żeby nic własnego mi nie zginęło”.
„Łzy płyną mi po twarzy i mieszają się ze śliną na poduszce. Chcę powiedzieć, że już nie chcę walczyć, że mózg mi gnije jak owoc”.
Czy dla Agu jest jeszcze nadzieja? Chłopiec mówi: „Jak będę słońcem, znajdę sobie inne miejsce do świecenia, gdzie ludzie nie będą używali mojego światła do robienia strasznych strasznych rzeczy”.
Pozostaje wierzyć, że to wszystko się skończy i razem z Agu wierzyć, że jest dla niego ratunek: „Wojna będzie zawsze, ale fajnie czasem pomyśleć, że jeszcze będzie dla nas inna przyszłość”.
Surowa narracja, rwany język, zaskakująco żywa refleksja, czyli to, co składa się na tę kanciastą ale świeżą literaturę, w filmie ginie. Co nie znaczy, że film Netflixa jest słaby (choć jest wyjątkowo brutalny, na granicy oglądalności). Wręcz przeciwnie: role Agu (Abraham Attah!) i komendanta (Idris Elba!!) są brawurowe, zdjęcia i kostiumy wprost zniewalają. Natomiast film jest dla mnie tylko jednym z wielu filmów o bezsensie wojny, podczas gdy refleksje bohatera książki, napisanej tak nowym i odrębnym językiem (a jak przetłumaczonym! szacunek!), zostały we mnie na długo.
Uzodinma Iweala, Bestie znikąd, tłum. Paweł Łopatka, WL, Kraków, 2007
8/10
Beast of no nation, reż. Cary Fukunagi, USA, 2015, Netflix
7/10
2 odpowiedzi
Lapidarny, lecz piękny i mądry komentarz o tej niezwykłej książce. Dziękuję Pani i kłaniam się, Paweł Łopatka, tłumacz ‘Bestii znikąd’
To ja dziękuję 🙂 tłumaczenie powala na kolana. Był to bardzo własny język, czapki z głów:)