Książka ma kilku bohaterów. Zacznijmy od wielkiego Mandeli, laureata Pokojowej Nagrody Nobla. Widzimy go jako żywą legendę RPA, buntownika, więzionego przez 27 lat w aparthediowskim, rasistowskim więzieniu – niczym granitowy monument, posąg, jako człowieka za życia sprowadzonego do symbolu. Ale widzimy go też w trudnych i nie zawsze sprawiedliwych relacjach rodzinnych. Wyjątkowo gorzkie są fragmenty o drugim małżeństwie Mandeli z Winnie, która przekraczała granice wyznaczone przez męża i gdy on był w więzieniu, uciekała się do przemocy. W końcu stanęła przed sądem z zarzutami o zabójstwa.
EDIT: Świetny portret Winnie rysuje Jagielski w “Tygodniku Powszechnym” (po założeniu konta można przeczytać za darmo).
A tu fragment o prześladowaniach, jakich Winni doświadczyła od rządu białych w RPA: “Winnie straciła pracę, nieustannie karano ją zakazem spotykania się z więcej niż jedną osobą naraz. Była aresztowana, śledzona, podsłuchiwana, jej dom regularnie przeszukiwała tajna policja. W 1969 r. została skazana na półtora roku więzienia – prawie cały wyrok odsiedziała w izolatce. Podczas przesłuchań była upokarzana, bita, poddawana torturom. „Dopiero tam poznałam, co to nienawiść” – powiedziała potem w telewizyjnym wywiadzie. W więzieniu zapadła na anemię, miała halucynacje, ataki paniki i paranoi, a także myśli samobójcze. Psychiatrzy uważają, że zdradzała symptomy stresu pourazowego, i że to właśnie tamte więzienne doświadczenia sprawiły, iż stała się nieufna, wszędzie widziała wrogów, szpiclów i zdrajców”.
Drugim bohaterem jest tytułowy trębacz, fanatyczny wręcz wielbiciel Mandeli, Freddie „Saddam” Maake. Wielbił wielkiego Mandelę i niekoniecznie wielki futbol. To on wprowadził na stadiony RPA słynne wuwuzela, czyli przeraźliwe trąbki. „Powiedział mi pewnego razu, że marzenia nie dorośleją, nie poważnieją, nie przyprósza ich siwizna ani nie żłobią zmarszczki. To człowiek się starzeje, kiedy gubi marzenia, gdy o nich zapomina albo się ich wyrzeka. Jeśli się ich nie wstydzi, lecz o nie się troszczy i nimi żyje, pozostaje młody na zawsze”. Dbał o marzenia, ale niekoniecznie o liczne dzieci, których imion nie pamiętał.
I wreszcie trzecim bohaterem jest sam reporter, przeżywający kryzys powołania, który dąży do zrobienia wywiadu z Mandelą (jako pierwszy dziennikarz z Polski). Przyznaje: „Zabiegałem o rozmowę z Mandelą od tak dawna i tak uparcie, że stało się to prawie moją obsesją”. Ta osobista książka jest rzadkim przykładem tego, kiedy reportera pisanie o samym sobie ma sens. Może dlatego, że tak osobista, to literacko jedna z najpiękniejszych książek Jagielskiego. Posłuchajcie tego: „Brak pór roku odmierzających upływ czasu sprawiał, że wszystko wydawało się niezmienne. To przynosiło ulgę i dawało poczucie bezpieczeństwa. Odpędzało strach przed tym, co nieodwracalne”.
Wojciech Jagielski, Trębacz z Tembisy. Droga do Mandeli, wyd. Znak, Kraków 2013
9/10